Opublikowano 2 komentarze

Taka trochę inna opowieść wigilijna

Im dłużej piszę tego bloga, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że jest on nie tyle o prywatności, ale o wolności i autonomii jednostki. To wartości, które tak naprawdę mną kierują i które są twardym jądrem, sercem zasilającym swoją pracą wiele tematów, które tutaj poruszam, takich jak tajemnice korespondencji, anonimowość w biznesie, kwestie ochrony majątku prywatnego, czy nadużycia urzędnicze. Prawo do prywatności jest wolnością – prywatność to wolność od ingerencji państwa i innych osób w sferę naszych myśli, naszych poglądów, naszej orientacji seksualnej, naszych uczuć religijnych lub bezwyznaniowości, a także wolność do tego aby wyrażać te wartości wobec tylko tych osób, wobec których chcemy. Jest to także wolność od tego aby być rozpoznawanym, ujawnianym publicznie, śledzonym.

Prywatność, prywatnością – to jednak wolność jest najcenniejsza.

Pozwólcie, że o czymś Wam opowiem. Przeglądałem ostatnio materiały dotyczące działania Niezależnego Zrzeszenia Studentów w czasach stanu wojennego. Rodzi się z tego trochę gorzka, grudniowa i refleksyjna opowieść wigilijna. Poczytajcie razem ze mną – ze wspomnień działacza Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego, Przemysława Miśkiewicza:

Rano w niedziele 13 grudnia śpię po imprezie postrajkowej w akademiku w pokoju z Jackiem Sarzalskim (mój ojciec, natenczas student prawa i działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Śląskim, później inspektor policji – przyp. BS). Wpada Robert Zapiór (natenczas student prawa, później znany katowicki adwokat, od którego się uczyłem i w którego kancelarii zaczynałem swoją przygodę z zawodem prawniczym – przyp. BS) i mówi: „Wojna!”. Nie bardzo wiemy o co chodzi, pytam: „Jaka wojna, jaka wojna?”. Robert na to:„Poważnie, wojna, stan wojenny”. Po chwili przychodzi koleżanka i powtarza informacje o wojnie i że ona będzie sanitariuszka. Co się dzieje? Wychodzę z pokoju, siedzą jakieś dziewuchy na korytarzu, płaczą, rzeczywiście coś jest nie tak. Szukamy „Duce”, czyli Szaramę (Wojciech Szarama – adwokat, obecnie także poseł Prawa i Sprawiedliwości – przyp. BS). „Wojtek stan wojenny, co robic?”(…) Siedzimy na sali telewizyjnej, oglądamy Jaruzelskiego, nikt nie czuje powagi sytuacji. (…) Rano w poniedziałek podzieliliśmy sie na trójki i pojechaliśmy do różnych miast w regionie, żeby zobaczyć, kto tam strajkuje. (…)
Po powrocie zdajemy meldunki. Szefem od pierwszego dnia został Jacek Żelazny (także znany katowicki były adwokat, zawieszony w prawie wykonywania  zawodu około 2015 roku, prawdopodobnie w związku z deliktami dyscyplinarnymi – przyp. BS)– student III roku prawa. Jacek był zaangażowany w NZS na samym poczatku, wtedy był jedna z pierwszoplanowych postaci, potem się trochę wyciszył.(…) W poniedziałek trzeba było opuszczać akademiki – ustaliliśmy już kontakty, szyfry. Żelazny przekazał polecenia gdzie, kto i co ma w swoim mieście robić, jak się rozjedziemy. (…) Mieliśmy przysięgę przy świecach: „Tak mi dopomóż Bóg i Święty Krzyż”. (…) Zrobiliśmy kilka akcji w Częstochowie, malowaliśmy kotwiczki i napisy na murach zwykła olejna z puszki, ulotkowaliśmy.(…)

Więcej opowieści z tamtych czasów znajdziecie tutaj.

Parę moich refleksji po przeczytaniu m.in. powyższego fragmentu.

To, że ktoś kiedyś był działaczem niepodległościowym czy studenckim nie wystawia mu świadectwa moralności na całe życie.

To, że ktoś kiedyś kierował walką z opresyjnym systemem komunistycznym, nie oznacza, że nie może potem sam uczestniczyć we wprowadzaniu zmian o charakterze autorytarnym.

To, że ludzie w tamtych czasach kochali się, imprezowali, bawili i próbowali normalnie żyć, także przy okazji strajków to nie oznacza, że było normalnie.

To, że większość z nas czuje lub chce czuć, że jest normalnie, nie oznacza, że jest normalnie.

I jeszcze dzisiejsze słowo od mojego ojca, także do jego kolegów z tamtych lat:

Zbliża się 40-lecie powstania NZS-u. Nasi współcześni następcy-kontynuatorzy organizują imprezy jubileuszowe, w tym bal alumnów. Pozwoliłem sobie na krótką refleksję: Warto świętować, pod warunkiem, że wartości, które przyświecały założycielom NZS-u są aktualne i nie podlegają reinterpretacji. Niech autorytaryzm nie udaje demokracji, niech totalitaryzm władzy nie udaje prawa, niech atak na niezależność i wolności obywatelskie nie udaje sprawiedliwości dziejowej.

Studenci, i ci sprzed lat i ci współcześni, winni być krytyczni, kreatywni, nie powinni ulegać pokusom łatwej kariery i działać z niskich pobudek.

Jeśli tak się dzieje to nie pora na bal.

Szkoda czasu na chocholi taniec.

Opublikowano Dodaj komentarz

Być jak Vladimir Putin?

„Przemiana” gospodarcza Rosji

Znacie ten rosyjski dowcip?

Vladimir Putin ma wizję nowej ekonomii w Rosji. Cel? Uczynić ludzi bogatymi i szczęśliwymi. Lista ludzi w załączniku.

Rosja niewątpliwie przeszła wielką przemianę gospodarczą od czasu upadku ZSRR, od gospodarki planowej do rynkowej, w wyniku planu prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, wielkie firmy wydobywcze, szczególnie te gospodarujące na złożach ropy i gazu, przeszły w prywatne ręce. Chociaż w programie powszechnej prywatyzacji teoretycznie uczestniczyło aż 98% społeczeństwa rosyjskiego, to vouchery oddające wartość prywatyzowanych przedsiębiorstw trafiły głównie w ręce nowych elit politycznych.

Następnie, wraz z dojściem do władzy Vladimira Putina, doszło do przetasowań w gronie oligarchów. Z firmamentu spadło wiele gwiazd, wiele też się narodziło. Wiele wskazuje jednak na to, że wszystkie one orbitują wokół największej gwiazdy. Według Harvard Political Review, Vladimir Putin jest najbogatszym człowiekiem na świecie. Ekonomiści szacują jego majątek na sumy od 60 do 200 miliardów dolarów. Oficjalnie jednak zarabia rocznie „tylko” 150 tysięcy dolarów. Skąd więc takie szacunki?

Syndykat ze spółdzielni mieszkaniowej?

Zagraniczne służby wywiadowcze podejrzewają, że Putin nie trzyma wszystkich swoich pieniędzy na kontach bankowych, na pewno nie zaś w swoim imieniu, niektórzy uważają, że jest on po prostu głową gigantycznego „syndykatu” rosyjskich miliarderów, dawnych współpracowników z KGB i przyjaciół ze spółdzielni mieszkaniowej Ozero. W 2010 roku amerykańskie służby dyplomatyczne zasugerowały, że Putin wykorzystuje sieć pełnomocników, którzy są formalnie właścicielami jego majątku.

W jaki sposób może to funkcjonować we współczesnym świecie, gdzie procedury bankowe i wymogi dotyczące badania pochodzenia pieniędzy nie pozwalają często nawet niewielkim zagranicznym przedsiębiorcom otwierać kont bankowych w innych krajach, ze względu na (często iluzoryczne) ryzyko prania pieniędzy?

  • Putin posiada udziały w Rossiya Bank (przyznacie, własny bank to ciekawy sposób na ukrywanie majątku, Putin zresztą nie jest tutaj jedyny, niech za przykład posłuży Bułgar Christo Georgiev, który założył na Malcie Satabank i sam stał się jego głównym klientem, Putin nie jest jednak aż tak transparentny, a konta i udziały w Banku rozdysponowane są w gronie jego znajomych i przyjaciół),
  • Putin ma możliwość deponowania, inwestowania i utrzymywania majątku w krajach, które znajdują się w orbicie wpływu politycznego Rosji i jednocześnie nie są objęte regulacjami przeciwko praniu pieniędzy obowiązującymi w Unii Europejskiej, czy Ameryce Północnej, chodzi tutaj o kraje Azji Środkowej, ale także państwa „graniczne”, w których ścierają się interesy Rosji i Zachodu, takie jak Mołdawia, Białoruś, czy Serbia,
  • część interesów oligarchów rosyjskich prowadzona była przez prywatne banki z byłych republik radzieckich, znajdujących się aktualnie w Unii Europejskiej: na Litwie, Łotwie i w Estonii, nie można wykluczyć, że słabość instytucjonalna państewek bałtyckich była lub jest wykorzystywana w niektórych biznesach posiadanych przez Putina, w końcu jeszcze do 2017 roku kilka łotewskich banków oferowało możliwość otwarcia kont dla spółek offshore,
  • utworzenie systemu kliencko-oligarchicznego – prawdopodobnie część majątku i dochodów Putina to nie „twardy” majątek, a możliwość „miękkiego” oddziaływania na osoby, które są mu, z jakiegoś powodu, coś winne, np. przychylność przy rządowych kontraktach,
  • używanie spółek offshore do operacji gospodarczych lub przechowywania wartości (osoby powiązane z Putinem wypłynęły m.in. podczas wycieku Panama Papers),
  • inwestowanie w złoto, metale szlachetne, kruszce, kryptowaluty (niektóre z tych rynków pozostają ciągle poza twardymi regulacjami w zakresie badania pochodzenia majątku).

To oczywiście częściowo spekulacje, nie sądzę aby ktoś oprócz samego Vladimira Putina znał całą prawdę (a może on sam już nie ogarnia?).

Być jak Vladimir Putin?

O ile oczywiście naganne, o ile nie przestępcze, jest uwłaszczanie się na majątku państwowym, czy tworzenie struktur oligarchicznych, to wniosek z działań Vladimira Putina nasuwa się sam. Gdy idzie o prywatność biznesu i poufność środków nie ma co wywarzać otwartych drzwi, a sposoby stosowane przez najbogatszego człowieka na świecie mogą być stosowane także przez tych „mniejszych” i także w bardziej etycznych celach, takich jak:

  • wejście na rynek bez wzbudzania niezdrowej sensacji u konkurencji,
  • zabezpieczenie majątku osób narażonych na ryzyka polityczne,
  • prowadzenie legalnych interesów, które z punktu widzenia niektórych religii mogą być niemile widziane,
  • realizacja swojego prawa do prywatności.
Opublikowano Dodaj komentarz

Celebryci, dlaczego chcemy wiedzieć o nich wszystko?

Przypadek Figurskiego

Obserwuję kilkadziesiąt kont na Instagramie. Nie tylko moich przyjaciół i znajomych, ale także osób znanych, które z jakichś powodów uznaję za ciekawe. Nie wgłębiajmy się może dlaczego, dobrze?  Przesuwałem sobie palcem po ekranie komórki parę dni temu, korzystając z wolnej chwili między asystowaniem przy akcie notarialnym, a spotkaniem z klientem. Zatrzymałem się na obrazku umieszczonym przez Michała Figurskiego.

Michał Figurski napisał obszerne wyjaśnienie dotyczące kwestii płacenia alimentów na córkę. Wyjaśnienie, które wywołane zostało, jak sam wskazał Michał, przez publikacje niektórych mediów elektronicznych. Michał pisze, że nie miał nigdy zaległości alimentacyjnych i wyraża zdziwienie tym, że media publikują nieprawdziwe informacje związane ze sprawą sądową, która odbywa się za zamkniętymi drzwiami.

Zdjęcie umieszczone przez Michała Figurskiego

Pełną treść oświadczenia Michała Figurskiego możecie przeczytać tutaj (wymagane zalogowanie do Instagrama).

Dlaczego to mnie ruszyło?

Wyobraź sobie, że jesteś osobą znaną i (nie)lubianą. Masz problemy życiowe, małżeńskie. Chorujesz, a w dodatku „media” zmyślają lub koloryzują historie dotyczącego Ciebie, Twojej rodziny, tego czy płacisz alimenty, ile ich płacisz i na co one idą.  Jak się z tym czujesz? Chcesz tego? Ruszyłoby Cię to? Bo mnie tak.

Wszystkim, którzy by chcieli napisać, że Figurskiego dopadła karma i zasłużył sobie przez swoje niewybredne żarty chcę uspokoić. Karma nie istnieje i nie wydaje mi się, aby istniał jakikolwiek związek między jego wyskokami radiowymi sprzed paru lat, a obecną sytuacją.

Nieprzypadkowo postępowania przed sądem rodzinnym, wbrew powszechnej zasadzie procesów sądowych, są niejawne. Dzieje się tak po to, aby nikt nie słyszał i nie rozpowszechniał szczegółów życia rodzinnego. Każdy ma prawo do tego aby pozostały one w tajemnicy, także osoba znana.

Jak celebryci mogą prawnie chronić swoją prywatność?

Powiem od razu, łatwo nie jest. Sądy powszechnie twierdzą, że wobec osób publicznych można pozwolić sobie na więcej, jeżeli chodzi o ujawnianie szczegółów ich życia osobistego. Dopuszczalność ingerencji w sferę prywatności osób publicznych uzasadniana jest czasami przez odwołanie się do konstrukcji wyrażenia przez takie osoby zgody na taką ingerencję w sposób dorozumiany przez sam fakt prowokowania zainteresowania mediów. Zapatrywania te dotyczą jednak przede wszystkim polityków i osób sprawujących funkcje publiczne, chociaż sądy rozszerzają także te zapatrywania na „osoby publicznego zainteresowania”.

Nie ma jednak powodów, dla których naruszenia prywatności prezenterów radiowych, które polegają na publikowaniu informacji (już pal licho czy prawdziwych czy nie – jeżeli nie, to tym bardziej mamy do czynienia z naruszeniem dóbr osobistych!), które nie dotyczą sfery zawodowej danej osoby, miały nie podlegać ochronie prawnej.

Dlatego też także celebryta ma prawo do ochrony swojej prywatności, m.in. żądając określonych sprostowań od osób publikujących informacje, czy też zaprzestania publikacji na określone tematy.

Jak jeszcze może sobie pomóc celebryta?

We wszystkich tych sytuacjach, kiedy nazwisko staje się obciążeniem pomóc może zaufany powiernik, który w różnorodnych sytuacjach prawnych może zastępować osobę publiczną, działając na jej rachunek, lecz w imieniu własnym. Dotyczy to zarówno nabywania nieruchomości, czy też udziałów w spółkach.

Warto także zastanowić się, czy w niektórych sytuacjach (np. na etapie zawierania związku małżeńskiego) nie dbać tylko o ustanowienie rozdzielności majątkowej, ale także np. poruszyć kwestię poufności na wypadek rozwodu. W USA to standard wśród bogatych, dlatego w Polsce jeszcze nie?

Opublikowano Dodaj komentarz

Kim jest naprawdę Mats Hartling?

Niedoszły przelew i interesujący „inwestorzy”

Temat nieszczęśliwego przelewu od grupy funduszy inwestycyjnych, która miała przejąć Wisłę Kraków S.A. fascynuje mnie przede wszystkim z tego powodu, że jest to wedle moich przypuszczeń najgłośniejsza medialnie próba wykorzystania powiernictwa w Polsce. Ujmuję to ładnie, bo nie chcę nazywać pana Vanna Ly inaczej. Czym jest powiernictwo? Dowiecie się w tym wpisie.

O moich przypuszczeniach możecie poczytać tutaj.

Dziś kolejna porcja pytań i niewielka ilość odpowiedzi.

Kim jest Mats Hartling?

Gdyby wierzyć informacjom z Companies House (taki odpowiednik polskiego KRSu) to jest to zawodowy menedżer. Pojawia się w kilkudziesięciu podmiotach, w większości z nich nie pełni już jednak funkcji dyrektorskich. W Polsce aktualnie figuruje w dwóch spółkach. Między innymi w spółce East Assets Spółka z o.o.

Spółce, dodam, o łudząco brzmiącej nazwie do wcześniej porzuconej przez niego spółki East Assets PLC.

Przeszukanie Internetu w poszukiwaniu informacji o panu Hartlingu jest trudne. Poza informacjami z Companies House oraz masą newsów datowanych na ostatnie kilka tygodni niewiele jest naprawdę ciekawych wieści.

Może poza tym linkiem, który prowadzi do forum internetowego nakierowanego na biznesy w branży paliwowej, w którym ostrzega się przed jego domniemanymi oszustwami.

Oto co m. in. można przeczytać:

Uważajcie na oszusta, który używa danych East Assets Plc oraz Noble Capital Partners Limited aby oszukiwać ludzi w Internecie. Oszust używa nazwisk Mats Hartling oraz Micael Magnussson, którzy nie są już pracownikami ani East Assets Plc ani Noble Capital Partners Limited.

Mats Hartling oraz Micael Magnusson to ta sama osoba / oszust.

Oszust podaje się za agenta, który kupuje wielkie ilości bitcoinów dla swoich klientów, ale warunkiem transakcji jest otwarcie konta bankowego w banku na Bahamach.

Typowe oszustwo nigeryjskie!
(tłumaczenie własne)

Cóż, nie można wierzyć oczywiście wszystkiemu co napisane w Internecie, ale czy nie jest to niepokojące? Szczególnie, gdy okazuje się, że Mats Hartling nie jest oficjalnym dyrektorem wymienionych spółek.

A jeszcze bardziej niepokoi…

Mats Hartling jest właścicielem witryny fxcbroker.com – witryny należącej do spółki offshore z St. Vincent i Grenadynów. Ci, którzy wiedzą jak działa rynek brokerski mogliby pewnie napisać tutaj więcej – nie znalazłem w sieci żadnej informacji na temat nierzetelności tej firmy,  jednak wszystkie znane mi osoby, które działają na takim rynku wiedzą, że tego typu spółkom się nie ufa (spółka offshore, telefony kontaktowe w Wielkiej Brytanii, brak jasnych danych o osobach zarządzających i odpowiedzialnych).

Kto ma rozum, niech sam rozsądzi…

Opublikowano 6 komentarzy

Przekręt kambodżański? Kim naprawdę jest Vanna Ly?

Kim naprawdę jest Vanna Ly?

Cały piłkarski Kraków (a właściwie ta jego część, która kibicuje Wiśle, a także ta, która jej nie kibicuje, a stroi sobie regularnie żarty z kambodżańskiego inwestora) zadaje sobie dzisiaj pytanie. Przelew wpłynie, czy nie wpłynie? Podobno do dnia dzisiejszego Vanna Ly oraz Mats Hartling mieli wpłacić na konto spółki akcyjnej 12 milionów złotych. Wiadomo już, że do tego nie doszło.

Są tacy, którzy łudzą się, że przed 24:00 księgowy Wisły dostanie maila z potwierdzeniem przelewu. Tylko, dlaczego miałby go dostać?

Facts and figures

Co wiemy o przejęciu Wisły Kraków S.A.?

W sobotę 22 grudnia 100 procent akcji Wisły Kraków SA trafiło do funduszy inwestycyjnych Alelega Luxembourg S.à r.l. i Noble Capital Partners Ltd. Członkowie Zarządu klubu oraz Rady Nadzorczej zrezygnowali dziś z pełnionych funkcji, a ich dymisja została przyjęta.

Tyle wiemy oficjalnie ze strony internetowej samego klubu. Nie ma mowy o warunkowej transakcji, jak i o postanowieniach umowy. Wygląda to więc na, chciałoby się powiedzieć, transfer definitywny. Media jednak ciągle trąbią o warunku w umowie, który powoduje, że jeżeli do dziś pieniądz nie wpłynie, to do transakcji nie dojdzie.

Co wiemy o Alelega Luxemburg?

To spółka prawa luksemburskiego, zarejestrowana w 2013 roku, z adresem rejestrowym w Rombach. Co jednak najciekawsze, w rejestrze figuruje informacja, że wynajmująca tej firmie lokal spółka IMMO MAGTIB SARL złożyła informację do rejestru, że umowa domicylu (czyli, jak się domyślam chodzi o najem), skończyła się naszemu inwestorowi w październiku 2018 roku (źródło). Z listy dostępnych mi wpisów rejestrowych wynika też, że spółka regularnie rok do roku zmienia swoją siedzibę.

Pogłębiony research w Google wskazuje, że składane przez spółkę sprawozdania finansowe wykazują sumy bilansowe niższe niż polska kwota wolna od podatku. Niektórzy pocieszają się, że od kiedy pan Vanna Ly przejął ową spółkę, to nie ma jeszcze żadnego sprawozdania finansowego… ale to chyba marna pociecha, zważywszy na to, że nie buduje to w żaden sposób wiarygodności inwestora.

A może Noble Capital Partners Ltd?

Ci są bogaczami w porównaniu do Alelega Luxemburg. Według ostatniego sprawozdania finansowego jednostek mikro złożonego w Companies House ich aktywa na 2017 rok wynoszą około 340.000 funtów. W sam raz by wpłacić 12 milionów złotych do Wisły, prawda?

Mats Hartling zrezygnował jednak z funkcji dyrektora owej spółki w październiku 2017 roku i mniej więcej od tego czasu nie jest też jej przeważającym udziałowcem (o ile w ogóle nim jest).

Co jeszcze wiemy?

Adam Pietrowski (nowy, tymczasowy prezes Wisły) i Mats Hartlings się znają, występują razem w polskiej spółce Capital City Markets Sp. z o.o. – spółka kupiona przez nich w pierwszym półroczu 2018 roku od jakiegoś biura rachunkowego.

Transakcja zakupu Wisły miała podobno mieć cenę 1 euro.

Co możemy przypuszczać?

Pan Vanna Ly nie jest żadnym kambodżańskim biznesmenem, a, nazwijmy go, powiernikiem. Także panowie Pietrowski i Hartling nie wydają się posiadać wystarczających zasobów do działania samodzielnego. W mojej ocenie mamy więc do czynienia z wykorzystaniem powiernictwa do planowanego zakupu Wisły Kraków.

Ktoś zainteresowany pewnymi aktywami Wisły postanowił ją zakupić pod przykrywką. Nie zdziwiłbym się, gdyby umowa zakupu akcji była tak sporządzona, że te 12 milionów złotych dla klubu wcale nie były obligatoryjne… i co wtedy?

Upadłość. Może kontrolowana. Może nie…

A może manewr dotychczasowych właścicieli obliczony na to, żeby cała odpowiedzialność spadła na „nieodpowiedzialnych” inwestorów? Próba ochrony przed odpowiedzialnością karną („Panie Prokuratorze, przecież znalazłem inwestora!”).

Jednego jestem pewien, najmniej mi to wygląda na poważną transakcję.

To oczywiście tylko moje przypuszczenia.

Bardzo chciałbym się mylić…