Opublikowano Dodaj komentarz

Czy spółka Roberta Lewandowskiego nielegalnie unikała podatku dochodowego?

Do napisania tego tekstu zbierałem się dobrych kilka dni, choć inspiracja nadeszła z głośnym tekstem Onetu, który opisywał mocne zarzuty formułowane pod adresem Roberta Lewandowskiego.

Temat tym bardziej aktualny, że nikt poważnie go nie drąży, Lewy odbiera order od prezydenta Dudy… okej, krytyka idzie, że odebrał order. A może można wyciągnąć wobec Lewandowskiego poważniejsze armaty?

Z jednej strony Lewandowski to narodowa świętość, symbol sukcesu, kariera bajeczna i praktycznie bezprecedensowa jak na sportowca z Polski. Sam jestem wielkim fanem talentu Roberta i tego ile pracy włożył w to, żeby być na samym szczycie. Ciężko zabierać się za dekonstrukcję mitu, gdy heros jeszcze żywy.

Z drugiej kwestia wymaga rozwagi, prześledzenia dostępnych publicznie danych, mrówczej roboty resercherskiej, do której nie miałem głowy przez ostatnie kilka dni.

W końcu jednak uznałem, że temat jest ważny i konieczny. Najwięksi współcześni herosi boisk musieli bowiem zmierzyć się z zarzutami karnymi i oskarżeniami o unikanie opodatkowania, czy Lewandowski dołączył do Messiego i Ronaldo także w tym zakresie? Sprawdzimy! Czy zmieni to nasze postrzeganie Roberta? Może tak. Czy powinniśmy milczeć o takich kwestiach? Zdecydowanie nie.

Historia spółki RL Management oczami Der Spiegel oraz Onetu

Ponieważ mój niemiecki był zawsze słaby i niestety dawno nie odkurzany, postanowiłem skupić się na relacji pośredniej, zamieszczonej w tekście Onetu i wyłowić dla mnie i dla Was najbardziej interesujące kwestie.

Próbując uchwycić więc samo “mięsko” z tego co pisał Onet:

  • spółka RL Management była stworzona w taki sposób, że zyski osiągane przez nią nie musiały być opodatkowane, a obowiązek opodatkowania pojawiał się dopiero wtedy, gdy zysk był dzielony na jej akcjonariuszy,
  • Polski rząd zmienił prawo w 2013 roku,
  • wtedy spółka RL Management zmieniła rok obrotowy, tak aby końcówka roku przypadała na koniec października 2015 roku,
  • zysk tej spółki miał wynosić 2,4 mln euro,
  • zysk miał zostać wyzerowany poprzez transakcję między należącą do Anny Lewandowskiej spółką Blue Oyster (nieścisłość, nie chodziło bowiem o samą firmę Blue Oyster tylko o transakcję między RL Management a Anną Lewandowską), której właścicielem miała być Anna Lewandowska – transakcję opisano tak, że zarząd RL Management udzielił pożyczki pani Lewandowskiej, którą zabezpieczył wekslem pani Lewandowskiej (na kwotę 2,5 mln euro), następnie zaś odkupił od niej 2 (z 1000 udziałów) w spółce Blue Oyster za 2,5 mln euro, co spowodować miało stratę,
  • prawnik Lewandowskiego miał wskazywać, że w raporcie rocznym transakcję zakupu udziałów w Blue Oyster należy zaksięgować jako koszt, co zniwelowało zysk spółki RL Management, która ostatecznie zanotowała stratę w wysokości 96 tysięcy euro, tym samym nie musząc płacić podatku.

Jak było naprawdę ze spółką Lewandowskiego?

Mam zawsze problemy, kiedy dziennikarze sportowi biorą się za analizę takich spraw, których zwykle nie ogarniają nawet dziennikarze finansowi, czy śledczy. Szkoda, że nikt nie odniósł się merytorycznie do rewelacji Der Spiegla i nie próbował uporządkować

Musielibyśmy więc zacząć od podstaw… czyli od tego, o jaką spółkę Roberta chodzi. Z informacji Onetu wynikałoby, że chodzi o spółkę zarejestrowaną w Polsce.

Spośród trzech spółek, które posługują się nazwą RL Management odnalezionych w polskim KRSie, bez wątpienia chodzi o spółkę RL Management Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością S.K.A. Dlaczego? Bo tylko do niej pasuje opis działań podjętych w związku ze zmianą prawa w 2013 roku.

Czego dotyczyła zmiana i jak można było optymalizować zyski za pomocą spółki komandytowo-akcyjnej? W uproszczeniu rzeczywiście sposób opodatkowania spółek komandytowo-akcyjnych pozwalał akcjonariuszom odraczać moment zapłaty podatku dochodowego, do momentu w którym spółka faktycznie wypłacała im zysk. Było to perfekcyjnie legalne i nie nosiło znamion jakiejś wydumanej optymalizacji podatkowej, przepisy wprost dozwalały takie rozwiązanie i w mojej ocenie nie ma w tym niczego kontrowersyjnego. Korzystało z tego wiele firm, np. deweloperskich, gdyż tego typu spółka umożliwiła łatwe reinwestowanie zysku bez konieczności płacenia na bieżąco podatków dochodowych.

Rzeczywiście w 2013 roku minister Rostowski przygotował zmiany, które miały zmienić system podatkowy w taki sposób, że zarówno spółka komandytowa, jak i komandytowo-akcyjna miały podlegać podatkowi CIT. Dotychczas bowiem spółka komandytowo-akcyjna nie była w ogóle podatnikiem podatku dochodowego. O zmianach pisałem na innych moich blogach w tamtym czasie, np. tutaj.

Wprowadzono rzeczywiście okres przejściowy, robiąc to w taki sposób, że prosta modyfikacja roku obrotowego pozwalała na działanie jeszcze przez nawet półtora roku w reżimie transparentnym podatkowo. Takie operacje były powszechne i nie stanowiły także niedozwolonych sztuczek, czy agresywnej optymalizacji podatkowej.

Do tego momentu historia jest więc jasna, klarowna, a działania spółki RL Management Sp. z o.o. S.K.A. jak najbardziej mieściły się w granicach prawa.

Co wiemy o Błękitnej Ostrydze?

No i w tym miejscu narracja Onetu mi się mocno rozjeżdża. Z jednej strony piszą o transakcji między RL Management a spółką Anny Lewandowskiej, działającej pod firmą Blue Oyster, z drugiej nie piszą na czym polega, a raczej wskazują na transakcję Anny Lewandowskiej, która pożyczyła pewne pieniądze od RL Management (bagatela 2,5 mln euro), a następnie odsprzedała tejże spółce udziały w spółce Blue Oyster, w zamian za weksel in blanco, który wystawiła na zabezpieczenie pożyczki. Domyślnie więc pożyczka taka uległa umorzeniu. Cała transakcja miała generować stratę po stronie spółki RL Management, dzięki czemu miała ona nie płacić podatku CIT.

Tutaj pojawia się kilka wątków, które wymagałyby szerszego zgłębienia.

Wygląda na to, że spółka Blue Oyster, o której mowa w tekście Onetu to spółka Blue Oyster Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością, w której w istocie Anna Lewandowska miała 1000 udziałów. Co więcej, wedle danych w KRS wspólnikiem tej spółki nigdy nie była inna osoba niż Anna Lewandowska, ale uważam, że taki stan nie jest możliwy (dlaczego? wrócimy jeszcze do tego). Ktoś po prostu “ominął” obowiązek zapewnienia aby umowa sprzedaży udziałów w spółce z o.o. od Anny Lewandowskiej została zgłoszona do KRS (technicznie rzecz biorąc zarząd miał obowiązek zgłosić takie zmiany, ale tego nie zrobił – członkiem zarządu był Kamil Gorzelnik wymieniany w tekście Onetu i Der Spiegla).

Dlaczego jestem pewien, że Anna Lewandowska nie była jedynym wspólnikiem spółki Blue Oyster wedle stanu na początek grudnia 2015 roku? Otóż 4 grudnia 2015 roku wspólnicy spółki Blue Oyster podjęli uchwałę o przekształceniu owej spółki w spółkę jawną. Spółka jawna charakteryzuje się tym, że musi mieć co najmniej dwóch wspólników. W chwili przekształcenia musiało być więc co najmniej dwóch wspólników. Jak wynika z danych nowoutworzonej spółki jawnej, wspólnikami tymi byli Anna Lewandowska oraz RL Management Sp. z o.o. S.K.A.

Niewątpliwie więc na pewnym etapie doszło do transakcji, w której spółka RL Management S.K.A. nabyła pewną ilość udziałów od Anny Lewandowskiej w spółce Blue Oyster.

W tym momencie pojawiają się więc po pierwsze kwestia tego jakie były warunki tej transakcji. Niestety, trudno powiedzieć nie mając dostępu do dokumentów źródłowych z KRS. Trzeba dodać, że transakcja tego typu oczywiście jest prawnie dopuszczalna, sposób rozliczenia wydaje się jednak cokolwiek dziwny, gdyż wystarczyłoby przecież zapłacić Annie Lewandowskiej owo 2,5 miliona euro, zamiast bawić się w skomplikowaną transakcje, w której finansuje się Annę Lewandowską pożyczką, a następnie umarza ową pożyczkę. Abstrahuję w tym momencie oczywiście od tego, czy cena zapłacona za udziały była wartością rynkową.

Tylko, że wtedy nie dałoby się wygenerować straty. Straty wynikłe z zakupu udziałów można bowiem rozliczać dopiero po odsprzedaży tych udziałów. Czy chodziło zatem w transakcji o coś zupełnie innego, a mianowicie o wygenerowanie kosztu?

Problem w tym, że udzielenie pożyczki innej firmie lub osobie także nie może być traktowane jako koszt podatkowy. Podobnie zresztą jak wartości umorzonych pożyczek, bo do owego umorzenia miało dojść, skoro strony rozliczyły się wekslem.

W dostępnym publicznie repozytorium sprawozdań finansowych brak jest jakichkolwiek danych dotyczących sprawozdań finansowych RL Management Sp. z o.o. S.k.a., co w mojej ocenie jest niezgodne z prawem, co naraża zresztą zarząd owej spółki na odpowiedzialność karną.

Jest tu trochę nieczytelności, działań “na skróty”, brak pełnej transparentności finansowej.

Czy więc rzeczywiście spółka RL Management Sp. z o.o. S.k.a. zaoszczędziła nielegalnie na podatku?

Wydaje mi się, że wnioski wypływające z moich rozważań mogą iść w dwóch różnych kierunkach:

  • kierunek pierwszy – nie wiemy wszystkiego o warunkach transakcji między RL Management a Anną Lewandowską – nie mogę wykluczyć, że transakcja była bardziej skomplikowana i rzeczywiście doszło do wygenerowania kosztu na kwotę 2,5 miliona euro, nie potrafię jednak na chwilę obecną wymyślić takiej transakcji, która byłaby powiązana z finansowaniem zakupu udziałów, która mogłaby jednorazowo “zrobić” tak duży koszt. Z drugiej strony nie jestem też w stanie zweryfikować podawanych przez Onet danych dotyczących realnego zysku spółki RL Management w roku obrotowym 2014 i 2015 oraz ponoszonych przez nią kosztów, gdyż brak jest publicznie dostępnych dokumentów finansowych, równie dobrze może się okazać, że podawane kwoty nie są prawdziwe,
  • kierunek drugi – jeżeli przyjąć te ostatnie dane za pewnik oraz prawdziwość kwot dotyczących transakcji między RL Management a Anną Lewandowską to trzeba przyjąć, że ktoś zrobił “optymalizację podatkową” na rympał w sposób niezgodny z prawem. Tyle, że nie jest za to odpowiedzialny prawnie Robert Lewandowski, ale prezes spółki RL Management.

Aż dziw, że nikt nie wziął się na serio za weryfikację informacji Der Spiegla.

Opublikowano Dodaj komentarz

Czego nie wymyśli administracja skarbowa aby „upupić” podatnika?

Czego nie wymyśli opresyjna administracja skarbowa, żeby „upupić” niewinną osobę?

Wymyśli teorię „faktycznego sprawowania zarządu” w spółce, nie ważne, że uzna, że prezes zarządu spółki z o.o. został formalnie odwołany w czerwcu 2014 roku, dorzucą mu solidarną odpowiedzialność za VAT za lipiec 2014 – maj 2015 tylko dlatego, że uważają, że podpisywał się pod deklaracjami i innymi dokumentami.

Piszą tak:

W złożonym odwołaniu zarzuca Pan, że Organ I instancji nie przeprowadził wnioskowanych przez Pana dowodów, tj. powołania biegłego ds. badania pisma ręcznego na okoliczność tożsamości podpisów złożonych na deklaracjach podatkowych Spółki z Pana podpisami na dokumentach umowy sprzedaży udziałów, protokołu zgromadzenia wspólników z dnia 06.06.2014r. oraz zwrócenie się przez organ I instancji do banków z prośbą o wskazanie numerów IP komputerów, z których dokonywano transakcji na rachunkach bankowych spółki. W Pana ocenie ww. dowody miały potwierdzić,, że nie podpisywał Pan deklaracji podatkowych, nie prowadził spraw spółki, a podszywała się pod Pana inna osoba, oraz że nie ma Pan nic wspólnego z obrotem generowanym przez nowych właścicieli spółki, a także nie dokonywał Pan transakcji na rachunkach bankowych Spółki.

Odpowiadając na powyższe, tut. Organ zauważa, że trudno dać wiarę Pana gołosłownemu twierdzeniu, bowiem nie przedstawił Pan żadnego dowodu, który potwierdzałby, że podszywała się pod Pana inna osoba (…).

(cytat z decyzji Dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Krakowie, nr. 1201-IEW-1.4123.21.2019.15 z dnia 25 listopada 2019 r.)

Czyli innymi słowy – wniosek o to aby biegły ds. badania pisma ręcznego potwierdził prawdziwość złożonych podpisów został oddalony, bo „nie uprawdopodobnił Pan'”, że mogła podpisywać się za Pana inna osoba. Nieważne, że spółka sprzedana, udziały przepisane na kogoś innego! Podobnie zresztą skarbówka oddala wniosek do banku o udostępnienie numerów IP z których logowano się na konto spółki! To ja się pytam, jak mam bronić takiego klienta?

To jest Polska 2019, Paragraf 22 – nie uznamy Cię za prezesa zarządu, jeżeli wykażesz, że nim faktycznie nie byłeś, ale nie wykażesz tego, bo oddalimy twój wniosek dowodowy w tej sprawie, który mógłby wykazać, że nie zarządzałeś spółką. A i nazwiemy potem Twoje twierdzenia „gołosłownymi”.

Bardzo niecenzuralne słowa mi się cisną w usta.

Decyzja została podpisana przez radcę skarbowego Joannę J. – mam nadzieję, że jak spojrzy Pani kiedyś w lustro, gdy już WSA uchyli to co Pani wymyśliła i mocno zastanowi się nad tym, czy dla instrumentalnych celów administracji podatkowej warto pisać głupoty, które zakrawają na kpinę z procedur i państwa prawa.

Tak działa polska administracja skarbowa

Opublikowano 2 komentarze

Przestępstwa białych kołnierzyków

Przestępstwa białych kołnierzyków

Co albo kto przychodzi Ci na myśl, gdy słyszysz wyrażenie „przestępstwa białych kołnierzyków”? Pranie pieniędzy? Fałszerstwa dokumentacji? Oszustwa na wielką skalę? W skrócie, przestępstwa białych kołnierzyków to często złożone i wieloaspektowe przestępstwa gospodarcze i skarbowe.  Jako radca prawny mam oczywiście uprawnienia do obrony w tego typu sprawach, a moją przewagą nad większością prokuratorów jest to, że rozumiem praktykę obrotu gospodarczego. Znam prawo spółek handlowych, zajmuję się nim na co dzień, piszę o nim prowadząc blog Zakładanie spółki z o.o.

Prokuratorzy i policja niestety nie mają tego typu doświadczeń. Czasem fantazjuję sobie, jak to by było być po tej drugiej stronie mocy, prowadzić śledztwa i oskarżać. Na szczęście myśl taka szybko budzi we mnie obrzydzenie. Wiem, że mógłbym być skuteczniejszy i bardziej etyczny w tych działaniach, ale jednocześnie zlecanie agentom CBŚ albo ABW wchodzenia na czyjąś prywatną posesję o 6.00 rano byłoby ponad moją godność.

Słowo może Ci się kojarzyć z serialem „White Collar”, mnie natomiast najbardziej kojarzy się z moim kolegą po fachu adwokatem Łukaszem Chmielniakiem, doświadczonym obrońcą w sprawach gospodarczych i twórcą świetnego, bardzo merytorycznego bloga Białe kołnierzyki.

Pomyślałem o nim wczoraj, gdy snułem refleksję na temat lektury, którą mam aktualnie na tapecie.

Shantaram

Nie wiem czy słyszeliście o „Shantaram”, bestsellerowej książce Gregory’ego David’a Robertsa. Czytam ją długo, jak nigdy.

Książki połykam w tempie ekspresowym, ta jednak nie pozwala mi na to zarówno swoją objętością, jak i stylem pisania. Sam jeszcze nie wiem jak ją ocenić, wzbudza we mnie często mieszane uczucia. Fabuła jest wciągająca, to w zasadzie zbeletryzowana autobiografia autora – australijskiego narkomana, anarchisty, rewolucjonisty, a w końcu przestępcy, który uciekł z więzienia i jakimś cudem trafił do Bombaju, gdzie chciał zacząć nowe życie. Jak to często bywa, trafił znowu do półświatka.

Postać alter ego autora, Lina, jest bardzo żywa, emocjonalna i da się lubić. Jest uczynny, hojny, przeżywa osobisty dramat miłosny, ciężkie więzienie, jednocześnie fałszuje paszporty, nielegalnie wymienia walutę, szmugluje złoto. Budzi jednak moją sympatię. Ta refleksja nad głównym bohaterem zaprowadziły mnie do wspomnienia słów Łukasza Chmielniaka, który opowiadając w pewnym gronie (mam nadzieję, że nie obrazi się za to, że przytoczę te słowa) kiedyś powiedział coś w stylu:

Lubię bronić tych ludzi, to są ciężkie sprawy, ale ludzie, których bronię, nawet jeżeli popełniają przestępstwa to zwykle fajni ludzie. Tacy, z którymi można dobrze spędzić czas, porozmawiać na ciekawe tematy. Oni często potrzebują nie tylko obrony karnej, ale zrozumienia, pocieszenia. To ludzie tacy jak my.

Rzeczywiście, Łukasz jak nikt inny, potrafi wzbudzić zaufanie i pomóc w wielu problemach. A pod tym jak mówi o swoich klientach mogę podpisać się obiema rękami. Tym bardziej, że…

Granica tego co dozwolone i tego co zakazane jest często płynna

Kiedy mamy do czynienia z przestępstwem? W sprawach gospodarczych często istnie bardzo płynna i cienka granica między tym co dozwolone, a tym co zakazane. Prawo, które przynajmniej w doktrynach teoretyków prawa ma być odzwierciedleniem tego co słuszne i sprawiedliwe, nie zawsze odpowiada poczuciu sprawiedliwości wielu osób.

Przestępcą w Polsce można zostać, gdy nie sprawdzimy zbyt dobrze naszego kontrahenta, albo gdy kupimy coś na warunkach rynkowych, ale jednak bardziej okazyjnie. Przestępcą można być, gdy wywozimy leki za granicę, albo kupujemy weksel od kogoś kto go ukradł. Przestępcą można zostać, gdy błędnie opiszemy fakturę albo nawet gdy podpadniemy urzędnikom.

Przykład niedawnych zatrzymań byłych szefów KNF rzuca się tutaj dobitnie w oczy. Przestępcą można być nawet wtedy, gdy masz absolutne przekonanie, co do tego, że czynisz słusznie i dobrze.

Dlatego podzielam refleksję Łukasza, a znane mi osoby, które potrzebują pomocy w sprawach tego typu namawiam do skorzystania z jego usług.

Jeżeli jest to sprawa na styku prawa podatkowego, gospodarczego, prawa spółek oraz prawa karnego.

Najlepiej jednak…

Zapobiegać, a nie leczyć

A w tym mogę pomóc Ci ja, zapraszam więc do kontaktu.