Prawo do prywatności jest fundamentem nowożytnego państwa demokracji liberalnej. Demokratycznego państwa prawa.
W pierwotnym rozumieniu, takim jakim wypracowali francuscy i angielscy myśliciele XVIII i XIX wieku, dotyczy ono wolności od naruszania życia prywatnego przez Państwo, jest to prawo do bycia pozostawionym samemu sobie przez władzę, w spokoju. Nie sposób podać wyczerpującej listy działań, które mogą być uznane za naruszenie prawa do prywatności, ale nie ulega wątpliwości, że w ujęciu współczesnym chodzi zarówno o wolność od ingerencji państwa w prywatność (zakaz ingerencji), jak i obowiązek państwa do zapewnienia efektywnych środków ochrony Twojej prywatności przed ingerencją osób trzecich (nakaz ochrony). Oczywiście, we współczesnych regulacjach państwo ma też przyznane prawo ingerowania w Twoją prywatność, ale w sposób, który nie powinien naruszać istoty tego prawa.
To każe postawić bardzo fundamentalne pytanie. Czy żyjemy jeszcze w demokratycznym państwie demokracji liberalnej? Czy w ogóle kiedykolwiek w nim żyliśmy? Czy to pytanie dotyczy na równi Polski, Stanów Zjednoczonych, czy Francji?
Współczesne państwo, mieniące siebie demokratycznym państwem prawa, niezależnie od tego czy jest to Francja, Stany Zjednoczone, czy Polska, zbiera o Tobie wiele informacji. Wie kim jesteś, wie gdzie mieszkasz, gdzie chodzisz do szkoły, z kim prowadzisz biznes, wie ile zarabiasz. Ustanowiono cały system, który pozwala kontrolować Twoje zachowania i nikt nie powie o tym wprost, ale szczególnie regulacje ustaw dotyczących podatków dochodowych są obliczone nie tylko na cel fiskalny, ale także na to aby kontrolować, zbierać dane i wiedzieć o Twoich zasobach. Z drugiej strony podatek od czynności cywilnoprawnych, podatek od nieruchomości, podatek od środków transportu, powszechny system ksiąg wieczystych, publiczne rejestry zastawów, rejestr przedsiębiorców, ewidencja działalności gospodarczej, centralny rejestr podatników, system OGNIVO, baza PESEL i dziesiątki innych ewidencji i rejestrów pozwalają władzy skontrolować sposób w jaki korzystasz z zarobionych dóbr. Państwo może Cię, oczywiście w teorii tylko w określonych prawem sytuacjach, podsłuchać, poczytać Twoje smsy, pobrać Twoje odciski palców.
W obliczu tego wszystkiego masz wybór.
Albo się temu poddać i zaakceptować, że wraz z postępem technologii, wiedzy i rozwojem funkcji państwa oraz w obliczu zagrożeń, które nas wszystkich dotyczą, musi ono pobierać podatki, posiadać Twoje dane biometryczne, dane osobowe, podsłuchiwać Twoje rozmowy i przeglądać Twoją korespondencję, musi wiedzieć gdzie mieszkasz, na co wydajesz pieniądze i jakie prowadzisz interesy.
Możesz się też z tym zupełnie nie godzić, żyć prawie zupełnie poza społeczeństwem i oficjalnym obrotem, nie płacić podatków, składek, nie informować o swoim miejscu zamieszkania, nie mieć konta w banku (ciekawe, że akurat „prezes” go nie ma…), ani nie ubiegać się o paszport, możesz zaszyć się gdzieś w jakimś domku w Bieszczadach i liczyć, że nikt nie będzie chciał Cię tam znaleźć.
Możesz też wybrać drogę pośrednią. Są regulacje prawne, które pozwalają zyskiwać poufność i ochronę Twojej prywatności i Twojego kapitału, od zakus konkurencji rynkowej, opresyjnego systemu podatkowego, wścibskich oczu pani Stanisławy, która w Twoim lokalnym urzędzie skarbowym pracuje jeszcze od czasów słusznie minionych i lokalnej bankierki, pani Gieni, która zna wszystkie inne Gienie w mieście. Piszę tu o rozwiązaniach, które są zgodne z prawem, które dają większe poczucie kontroli nad własną prywatnością.
Wybór należy do Ciebie, aby go dokonać musisz zyskać jednak świadomość, że go masz oraz musisz podjąć decyzję, czy korzystanie z dobrodziejstw prawa będzie w zgodzie z Twoją indywidualną etyką. O tym jednak, następnym razem.
Co do zasady zgoda. Ale IMHO nie lubię określenia „demokratyczne państwo prawa”, a już zwłaszcza naszego konstytucyjnego „demokratycznego państwa prawa urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej” – co za potworek prawno-językowy. Demokracja to tylko sposób wybierania władzy i wcale nie gwarantujący, że państwo będzie państwem prawa. W PL mamy demokrację, a czy mamy państwo prawa? Śmiem wątpić. Rządzący, niezależnie od opcji, mają gdzieś zasady prawa ustanowione przez samą siebie i zasady „wyższe”, które nie powinny być naruszane. Poza tym państwo prawa może istnieć i w demokracji ale i np. w monarchii albo republice rządzonej autokratycznie.
To, że ktoś nie lubi takiego określenia nie oznacza, że nie ma ono swojego desygnatu znaczeniowego. Oczywiście jest to matka wszelkich klauzul generalnych, przepis z którego wyinterpretowano masę innych norm, a które oczywiście nie znajdują oparcia w jego literalnym brzmieniu. Dla czytelników wyjaśnię, że oczywiście państwo prawa i demokratyczne państwo prawa to dwie różne rzeczy. Jak to powiedział klasyk polskiej polityki: „Państwo prawa nie musi być demokratyczne”. Przypisywano temu stwierdzeniu wiele znaczeń, ale chyba najtrafniejsze jest właśnie to znaczenie, o którym wspominasz w końcówce Twojego komentarza. Państwo prawa to państwo, którego organy działają na podstawie i w granicach prawa. Tyle. Kropka.
Natomiast demokratyczne państwo prawa ma swoje znaczenie w języku polskim i chodzi o takie państwo, które działając w granicach prawa i na jego podstawie, jednocześnie jest państwem, w którym stanowienie tego prawa następuje w interesie zbiorowości demokratycznej i z jej mandatu, przy czym każda definicja jaką znam podkreśla też konieczność chronienia mniejszości przed naruszaniem ich praw przez mniejszość. Demokratycznym państwem prawa jest więc takie państwo, które określa, nawet dla mniejszości prawa i daje środki ich ochrony.
Nie wiem jak odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce mamy państwo prawa, albo gdzie zaczyna się państwo prawa, od którego momentu, od jakiego nasycenia praworządnością, a gdzie się kończy. Jak mawiał jeden z moich nauczycieli: „Czasami samo postawienie pytania wystarczy. Nie trzeba na nie odpowiadać”.