Polska ma długą tradycję demokratyczną. Wielu zapomina co prawda, że to tradycja demokracji szlacheckiej, ale na pewno nie przekreśla to jej dorobku. W końcu egalitaryzm w kulturze zachodniej to wymysł XIX wieku, wprowadzony w życie w wieku XX, a koncepcje powstałe na gruncie demokracji szlacheckiej z powodzeniem wpisują się w dorobek światowej myśli wolnościowej. Trzeba było je tylko rozszerzyć na wszystkich ludzi i wprowadzić mechanizmy ograniczające nadużywanie wolności i praw. Słabością przywilejów szlacheckich, która doprowadziła do upadku Rzeczypospolitej Szlacheckiej nie było to, że istniały, ale to, że władza państwowa nie była w stanie zapewnić skutecznych sposobów na ograniczenie tych przywilejów dla dobra ogółu społeczeństwa.
Powiedzenie „szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie” dobrze oddawało ducha tamtych czasów. Nawet najbiedniejszy szlachcic, gdy szło o jego dobra osobiste miał prawa równe wojewodzie i wojewodzie temuż nie było nic do tego co robi u siebie tenże szlachcina. Nieograniczona wolność, czy też nieograniczony zakaz naruszania prywatności prowadziłby do anarchii. To zrozumiałe, nawet dla kogoś, kto bardzo dba o swoją prywatność.
Współczesne prawo międzynarodowe, regulujące na najwyższym szczeblu nasze prawo do prywatności wskazuje, że państwo może naruszać naszą prywatność tylko pod pewnymi warunkami. Europejska Konwencja Praw Człowieka stanowi, że nie można ingerować w naszą prywatność z wyjątkiem przypadków przewidzianych przez ustawę i koniecznych w demokratycznym społeczeństwie z uwagi na:
- bezpieczeństwo państwowe,
- bezpieczeństwo publiczne,
- dobrobyt gospodarczy kraju,
- ochronę porządku i zapobieganie przestępstwom,
- ochronę zdrowia i moralności,
- ochronę praw i wolności innych osób.
Co jest wyjątkiem, a co jest tu regułą? Czy na przykład rejestrowanie telefonicznych kart pre-paid jest niezbędne dla ochrony bezpieczeństwa publicznego? Czy publiczne udostępnianie informacji o właścicielach podmiotów gospodarczych jest konieczne dla zapewnienia ochrony praw i wolności innych osób? Gdzie są granice? Kto je ustala? Kto kontroluje?
Kontrolę nad wykonywaniem Konwencji ma Europejski Trybunał Praw Człowieka, w zakresie w jakim dotyczy to zgodności przepisów prawa krajowego z Europejską Konwencją Praw Człowieka także Trybunał Konstytucyjny. Na rozpatrzenie sprawy przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka trzeba czekać czasem kilka lat. A Trybunał Konstytucyjny w Polsce… no cóż. Szkoda gadać.
Praktyka i smutna prawda jest taka, że rządzący mogą zrobić absolutnie wszystko, a my nie mamy szybkich i skutecznych możliwości obrony. Tylko od ich poczucia przyzwoitości zależy, czy nasze prawa są przestrzegane, a przecież nie każdy z nich jest człowiekiem bez skazy.