Opublikowano Dodaj komentarz

Kiedy Ministerstwo Finansów uzna, że spółka zagraniczna jest polskim rezydentem podatkowym?

Jak uniknąć płacenia podatków od spółki zagranicznej w Polsce?

Planując optymalizację podatkową z użyciem spółki zagranicznej trzeba mieć na uwadze, że godnie z art. 3 ust. 1 ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, jeżeli osoby prawne mają siedzibę lub zarząd na terytorium Polski, podlegają obowiązkowi podatkowemu od wszystkich swoich dochodów, bez względu na miejsce ich osiągania (tzw. nieograniczony obowiązek podatkowy). Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o spółki posiadające formalną siedzibę w Polsce, ale także takie, które choć formalnie zarejestrowane są zagranicą to i tak podlegają w Polsce opodatkowaniu od całości swoich dochodów.

Inaczej rzecz ujmując: aby przeprowadzić udaną optymalizację podatkową nie wystarczy mieć spółki zagranicą, trzeba też przeprowadzić proces przeniesienia czynności zarządczych oraz procesu decyzyjnego zagranicę. Ministerstwo Finansów wymienia szczególne okoliczności, których wystąpienie może świadczyć o braku miejsca zarządu spółki zagranicznej w państwie jej formalnej siedziby.

Do takich okoliczności zalicza się na przykład:

  • wykonywanie przez zarząd swoich funkcji na terytorium Polski (co potwierdza np. ich rezydencja podatkowa);
  • brak zagranicznych adresów e-mail/telefonów/wizytówek członków zarządu;
  • podpisywanie uchwał/umów/sprawozdań z posiedzeń zagranicznej spółki głównie przez pełnomocników;
  • konto bankowe spółki zagranicznej, do którego dostęp jest w Polsce oraz operacje bankowe są zlecane w Polsce lub wręcz następuje pobieranie gotówki kartą „firmową” z bankomatów w Polsce;
  • outsourcing większości podstawowych funkcji biznesowych (najem, obsługa korespondencji);
  • brak faktycznej możliwości prowadzenia spraw w państwie siedziby spółki zagranicznej (brak biura/dostępnej sali konferencyjnej);
  • brak przechowywania w zagranicznej siedzibie dokumentacji księgowej /korporacyjnej/ prawnej,
  • kierowanie usług głównie do rezydentów polskich.

Co możesz zrobić aby zminimalizować ryzyko uznania zagranicznej spółki za polskiego rezydenta podatkowego?

To tylko kilka z czynności, które możesz podjąć celem zminimalizowania ryzyk związanych z uznaniem Twojej spółki zagranicznej za polskiego rezydenta podatkowego:

  • podróżuj często do kraju rezydencji podatkowej spółki (z tej perspektywy ciekawymi opcjami są spółki z Estonii, czy też np. ze Słowacji, czy Czech),
  • zadbaj o stronę internetową, e-maile, wizytówki w języku kraju siedziby spółki,
  • osobiście podpisuj uchwały dotyczące spółki w miejscu jej siedziby, nie korzystaj z pełnomocników,
  • nie zakładaj konta bankowego w Polsce, staraj się założyć konto bankowe w kraju miejsca siedziby spółki, a najlepiej korzystaj z tzw. EMI (np. Transferwise),
  • zadbaj aby Twoja firma miała choćby małe biuro/salę konferencyjną,
  • korzystaj z lokalnych dyrektorów, o ile to możliwe,
  • kieruj usługi nie tylko do Polaków.
Opublikowano Dodaj komentarz

Jak prawnicy radzą walczyć ze skutkami Covid-19?

Wiem, wiem…

Biję się w pierś, miałem już nie pisać nic na tym blogu, ale ponieważ nie każdy z Was trafił jeszcze do mnie na blog Pan swojego losu to nie widzę innej możliwości, jak zachęcenie Was linkami do kilku naprawdę ważnych w dzisiejszych czasach wpisów:

Na pierwszy ogień zapraszam do wpisu dotyczącego tego, czy można żądać od kontrahenta zmiany umowy z powodu epidemii Koronawirusa, czyli wpis adresowany do wszystkich przedsiębiorców z branż dotkniętych koronawirusem, czyli m.in. z branży horeca, finansowej, sprzedaży w galeriach handlowych.

Potem także do wpisu o spółce w Estonii, kraju, gdzie nie musisz płacić podatku dochodowego, jeżeli zostawiasz pieniądze w firmie na dalszy jej rozwój. Pomyśl jakim ułatwieniem dla nas w tych czasach byłaby możliwość niepłacenia podatków za pierwszy kwartał! Spółka w Estonii zupełnie legalnie nie płaci podatku, niezależnie od tego, czy rząd wdraża inne środki pomocowe.

Trzy działające strategie ochrony majątku osobistego to wpis adresowany dla tych wszystkich, którzy potrzebują pilnie zabezpieczyć majątek na trudne czasy, podobnie jak wpis o strategiach ochrony majątku w sytuacji walki z koronawirusem.

Opublikowano 2 komentarze

Taka trochę inna opowieść wigilijna

Im dłużej piszę tego bloga, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że jest on nie tyle o prywatności, ale o wolności i autonomii jednostki. To wartości, które tak naprawdę mną kierują i które są twardym jądrem, sercem zasilającym swoją pracą wiele tematów, które tutaj poruszam, takich jak tajemnice korespondencji, anonimowość w biznesie, kwestie ochrony majątku prywatnego, czy nadużycia urzędnicze. Prawo do prywatności jest wolnością – prywatność to wolność od ingerencji państwa i innych osób w sferę naszych myśli, naszych poglądów, naszej orientacji seksualnej, naszych uczuć religijnych lub bezwyznaniowości, a także wolność do tego aby wyrażać te wartości wobec tylko tych osób, wobec których chcemy. Jest to także wolność od tego aby być rozpoznawanym, ujawnianym publicznie, śledzonym.

Prywatność, prywatnością – to jednak wolność jest najcenniejsza.

Pozwólcie, że o czymś Wam opowiem. Przeglądałem ostatnio materiały dotyczące działania Niezależnego Zrzeszenia Studentów w czasach stanu wojennego. Rodzi się z tego trochę gorzka, grudniowa i refleksyjna opowieść wigilijna. Poczytajcie razem ze mną – ze wspomnień działacza Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego, Przemysława Miśkiewicza:

Rano w niedziele 13 grudnia śpię po imprezie postrajkowej w akademiku w pokoju z Jackiem Sarzalskim (mój ojciec, natenczas student prawa i działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Śląskim, później inspektor policji – przyp. BS). Wpada Robert Zapiór (natenczas student prawa, później znany katowicki adwokat, od którego się uczyłem i w którego kancelarii zaczynałem swoją przygodę z zawodem prawniczym – przyp. BS) i mówi: „Wojna!”. Nie bardzo wiemy o co chodzi, pytam: „Jaka wojna, jaka wojna?”. Robert na to:„Poważnie, wojna, stan wojenny”. Po chwili przychodzi koleżanka i powtarza informacje o wojnie i że ona będzie sanitariuszka. Co się dzieje? Wychodzę z pokoju, siedzą jakieś dziewuchy na korytarzu, płaczą, rzeczywiście coś jest nie tak. Szukamy „Duce”, czyli Szaramę (Wojciech Szarama – adwokat, obecnie także poseł Prawa i Sprawiedliwości – przyp. BS). „Wojtek stan wojenny, co robic?”(…) Siedzimy na sali telewizyjnej, oglądamy Jaruzelskiego, nikt nie czuje powagi sytuacji. (…) Rano w poniedziałek podzieliliśmy sie na trójki i pojechaliśmy do różnych miast w regionie, żeby zobaczyć, kto tam strajkuje. (…)
Po powrocie zdajemy meldunki. Szefem od pierwszego dnia został Jacek Żelazny (także znany katowicki były adwokat, zawieszony w prawie wykonywania  zawodu około 2015 roku, prawdopodobnie w związku z deliktami dyscyplinarnymi – przyp. BS)– student III roku prawa. Jacek był zaangażowany w NZS na samym poczatku, wtedy był jedna z pierwszoplanowych postaci, potem się trochę wyciszył.(…) W poniedziałek trzeba było opuszczać akademiki – ustaliliśmy już kontakty, szyfry. Żelazny przekazał polecenia gdzie, kto i co ma w swoim mieście robić, jak się rozjedziemy. (…) Mieliśmy przysięgę przy świecach: „Tak mi dopomóż Bóg i Święty Krzyż”. (…) Zrobiliśmy kilka akcji w Częstochowie, malowaliśmy kotwiczki i napisy na murach zwykła olejna z puszki, ulotkowaliśmy.(…)

Więcej opowieści z tamtych czasów znajdziecie tutaj.

Parę moich refleksji po przeczytaniu m.in. powyższego fragmentu.

To, że ktoś kiedyś był działaczem niepodległościowym czy studenckim nie wystawia mu świadectwa moralności na całe życie.

To, że ktoś kiedyś kierował walką z opresyjnym systemem komunistycznym, nie oznacza, że nie może potem sam uczestniczyć we wprowadzaniu zmian o charakterze autorytarnym.

To, że ludzie w tamtych czasach kochali się, imprezowali, bawili i próbowali normalnie żyć, także przy okazji strajków to nie oznacza, że było normalnie.

To, że większość z nas czuje lub chce czuć, że jest normalnie, nie oznacza, że jest normalnie.

I jeszcze dzisiejsze słowo od mojego ojca, także do jego kolegów z tamtych lat:

Zbliża się 40-lecie powstania NZS-u. Nasi współcześni następcy-kontynuatorzy organizują imprezy jubileuszowe, w tym bal alumnów. Pozwoliłem sobie na krótką refleksję: Warto świętować, pod warunkiem, że wartości, które przyświecały założycielom NZS-u są aktualne i nie podlegają reinterpretacji. Niech autorytaryzm nie udaje demokracji, niech totalitaryzm władzy nie udaje prawa, niech atak na niezależność i wolności obywatelskie nie udaje sprawiedliwości dziejowej.

Studenci, i ci sprzed lat i ci współcześni, winni być krytyczni, kreatywni, nie powinni ulegać pokusom łatwej kariery i działać z niskich pobudek.

Jeśli tak się dzieje to nie pora na bal.

Szkoda czasu na chocholi taniec.

Opublikowano Dodaj komentarz

Czego nie wymyśli administracja skarbowa aby „upupić” podatnika?

Czego nie wymyśli opresyjna administracja skarbowa, żeby „upupić” niewinną osobę?

Wymyśli teorię „faktycznego sprawowania zarządu” w spółce, nie ważne, że uzna, że prezes zarządu spółki z o.o. został formalnie odwołany w czerwcu 2014 roku, dorzucą mu solidarną odpowiedzialność za VAT za lipiec 2014 – maj 2015 tylko dlatego, że uważają, że podpisywał się pod deklaracjami i innymi dokumentami.

Piszą tak:

W złożonym odwołaniu zarzuca Pan, że Organ I instancji nie przeprowadził wnioskowanych przez Pana dowodów, tj. powołania biegłego ds. badania pisma ręcznego na okoliczność tożsamości podpisów złożonych na deklaracjach podatkowych Spółki z Pana podpisami na dokumentach umowy sprzedaży udziałów, protokołu zgromadzenia wspólników z dnia 06.06.2014r. oraz zwrócenie się przez organ I instancji do banków z prośbą o wskazanie numerów IP komputerów, z których dokonywano transakcji na rachunkach bankowych spółki. W Pana ocenie ww. dowody miały potwierdzić,, że nie podpisywał Pan deklaracji podatkowych, nie prowadził spraw spółki, a podszywała się pod Pana inna osoba, oraz że nie ma Pan nic wspólnego z obrotem generowanym przez nowych właścicieli spółki, a także nie dokonywał Pan transakcji na rachunkach bankowych Spółki.

Odpowiadając na powyższe, tut. Organ zauważa, że trudno dać wiarę Pana gołosłownemu twierdzeniu, bowiem nie przedstawił Pan żadnego dowodu, który potwierdzałby, że podszywała się pod Pana inna osoba (…).

(cytat z decyzji Dyrektora Izby Administracji Skarbowej w Krakowie, nr. 1201-IEW-1.4123.21.2019.15 z dnia 25 listopada 2019 r.)

Czyli innymi słowy – wniosek o to aby biegły ds. badania pisma ręcznego potwierdził prawdziwość złożonych podpisów został oddalony, bo „nie uprawdopodobnił Pan'”, że mogła podpisywać się za Pana inna osoba. Nieważne, że spółka sprzedana, udziały przepisane na kogoś innego! Podobnie zresztą skarbówka oddala wniosek do banku o udostępnienie numerów IP z których logowano się na konto spółki! To ja się pytam, jak mam bronić takiego klienta?

To jest Polska 2019, Paragraf 22 – nie uznamy Cię za prezesa zarządu, jeżeli wykażesz, że nim faktycznie nie byłeś, ale nie wykażesz tego, bo oddalimy twój wniosek dowodowy w tej sprawie, który mógłby wykazać, że nie zarządzałeś spółką. A i nazwiemy potem Twoje twierdzenia „gołosłownymi”.

Bardzo niecenzuralne słowa mi się cisną w usta.

Decyzja została podpisana przez radcę skarbowego Joannę J. – mam nadzieję, że jak spojrzy Pani kiedyś w lustro, gdy już WSA uchyli to co Pani wymyśliła i mocno zastanowi się nad tym, czy dla instrumentalnych celów administracji podatkowej warto pisać głupoty, które zakrawają na kpinę z procedur i państwa prawa.

Tak działa polska administracja skarbowa

Opublikowano 3 komentarze

Inspiracje: Limes inferior – Janusz Zajdel

Poniższy tekst powstał w ramach nowej kategorii na blogu, jaką są Inspiracje – będę w niej opisywał teksty, filmy, muzykę, zjawiska kulturowe, które inspirują mnie do pisania niniejszego bloga. Kto wie, może i Was one zainspirują?

Wyobraź sobie świat, w którym każdy dysponuje określoną kwotą pieniędzy na tzw. kluczu, dane o tym dostępne są dla wszystkich służb, obywatel podlega pełnej inwigilacji.

„Każdy krok każdego obywatela znaczony jest kolorowymi punktami zostawionymi na jego drodze: w sklepie, w automacie barowym, w kinie, w bramce metra (…)”

Znasz to skądś? Zaraz, przecież to prawie nasza rzeczywistość! Tylko, że nie do końca. To bardzo skrótowy opis tego jak działają rozliczenia pieniężne w świecie wykreowanym przez Janusza Zajdla w powieści Limes inferior (tłum. Dolna granica) Powieść powstała w 1979 roku. Czasy siermiężnego PRL, narodziny Solidarności, szara rzeczywistość kraju demokracji ludowej. Założę się, że nieco starszy czytelnik odnalazłby w tej książce przebłyskujące znad obłoków fantastycznej fabuły absurdy tamtego okresu, opisane barwnie i dokładnie. Znajdzie w nim ekskluzywne warszawskie hotele PRLu, cinkciarzy, jajogłowych aparatczyków, niezbyt rozgarniętych milicjantów i klimat epoki. Jeżeli jednak dać tą książkę osobie, która nigdy nie żyła bądź nie pamięta czasów sprzed 1989 roku to idę o zakład, że odnajdzie ona w nim dzisiejszą, polską rzeczywistość.

„Już wiem – ucieszył się Sneer (główny bohater powieści – przyp. BS). (…) – Wiem, jak to jest z tym porządkiem w Argolandzie. Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolowany bałagan, stwarzający pozory zarówno porządku, jak i wolności”

Gdy przeczytałem to zdanie poczułem się, jakby Zajdel opisywał współczesną Polskę. Kontrolowany bałagan, gdzie za wolność można uznać możliwość mówienia tego co się chce i czytania tego co się chce, pójścia do pracy, wyjazdu na wakacje, zarobienia paru złotych, wszystko to pod ochroną państwa. Tylko, że to jest ten sam świat, w którym co prawda policja, sądy, prokuratura i cały aparat państwowy działają, tylko że tak nie do końca wydolnie, stwarzając różnym osobom pole do nadużywania systemu, w mniejszym lub większym stopniu.

„Czy wszyscy udają przed wszystkimi, że wszystko tu dzieje się na serio, że jest niezbędne i konieczne?”

No właśnie.

Książka ta jednak to nie tylko opis systemu, w którym żyjemy, ale także niesamowicie wnikliwa przepowiednia przyszłości. Z punktu widzenia człowieka żyjącego w 1979 roku pewne rzeczy musiały być odległą przyszłością – powszechne odbijanie się kartą płatniczą (nazywaną kluczem – jest zresztą w powieści pewien opis funkcjonowania klucza, który bardzo przypomina opis działania blockchaina) w terminalach płatniczych, pełna inwigilacja dotycząca przelewów, wpływów i wypływów z kont, brak gotówki w obrocie, mechanizacja rolnictwa, automatyzacja usług (zamawianie jedzenia w automatach), bezrobocie wynikające z automatyzacji wielu procesów, utrzymywanie systemu społecznego poprzez zarządzanie strachem i ambicjami poszczególnych klas społecznych – to wszystko codzienność XXI wieku, w Polsce czy zagranicą.

Dlatego polecam Wam Limes inferior jako powieść ponadczasową, z której można wiele wynieść, po przeczytaniu której nie sposób się nie niepokoić, mimo zakończenia zaskakująco pozytywnego, wziętego żywcem jakby z innej prozy, innego autora.