Opublikowano 2 komentarze

Etyka mnie dotyka

Na początek taka dygresja.

Gdy wybuchła afera Panama Papers, gdzieś w kwietniu 2016 r. w poniedziałkowy poranek odebrałem smsa od mojego serdecznego kolegi z czasów licealnych:

„Mossack Fonseca…. Błażej… Ucz się 🙂 Myślę, że jutro będziesz miał parę ciekawych telefonów.”

Historia ta była kanwą jednego z wpisów na moim blogu dotyczącym rejestracji spółek w Delaware. Nie zamierzam go jednak tutaj powtarzał w całości, jednak muszę wspomnieć o tym, co w komentarzu do tego wpisu napisał, mój serdeczny znajomy i przewodnik po świecie marketingu prawniczego, a także człowiek, który zajmował się wcześniej międzynarodowym planowaniem podatkowym – Rafał Chmielewski, a napisał tak:

„W tym całym zamieszaniu ginie jeden podstawowy wątek: to, że jakaś spółka jest położona w raju podatkowym nie oznacza zaraz, że ktoś chce popełniać podatkowe przestępstwo.”

I tutaj chcę się zatrzymać.

Rafał ma i miał rację. Cała otoczka wokół afery Panama Papers zbudowana przez dziennikarzy śledczych, media masowe, polityków i rzesze internetowych trollów sprowadzała się do jednego:

Spółki na Panamie to zło, a osoby, które je wykorzystują to zło wcielone.

Wielu ludzi, którzy przychodzą do mnie, w poszukiwaniu anonimowości, szczególnie przy prowadzeniu i planowaniu posunięć biznesowych, jak ognia wystrzega się używania do tego celu spółek bądź innych podmiotów zagranicznych. Choćby mieli jak najbardziej etyczne i zgodne z prawem plany, to boją się tego. Boją się stygmatyzacji, uznania za oszustów, kombinatorów. Boją się, że sam fakt posiadania takiej spółki lokuje ich w innym sorcie ludzi. Klimat polityczny w Polsce i na świecie oczywiście także nie pomaga.

Trudno się też temu dziwić. Według Tax Justice Network 70% spółek offshore wykorzystywana jest do działalności przestępczej: prania brudnych pieniędzy, finansowania terroryzmu, ukrywania dochodów przez polityków, unikania opodatkowania, przestępstw narkotykowych i tym podobnych świństw. W efekcie, klienci wybierają często rozwiązania mniej bezpieczne dla ochrony swoich aktywów, tylko dlatego, że myślą nieprawidłowymi kategoriami. Nie kierują się swoim najlepiej pojętym interesem, ale przekonaniem, że robiliby coś złego lub nielegalnego.

Nie zawsze pomaga jasne tłumaczenie, że te same mechanizmy i struktury mogą być wykorzystane w zupełnie legalny sposób: do minimalizacji osobistej odpowiedzialności za niepowodzenie trudnego biznesu, do planowania spadkowego, do ochrony kapitału przed zakusami opresyjnego państwa (szczególnie takiego, które za nic sobie ma konstytucyjne standardy ochrony praw jednostki), do ochrony udziałów i akcji w sytuacji sporów między wspólnikami, do ukrycia swoich zamiarów inwestycyjnych przed kontrahentami i konkurencją rynkową, do planowania małżeńskiego czy też do legalnej optymalizacji podatków. Nawet wskazywanie tych wszystkich legalnych sposobów na użycie zagranicznych konstrukcji prawnych nie przekonuje każdego.

Chcę więc jasno i głośno powiedzieć:

Masz prawo do prywatności.

Sam fakt posiadania tego prawa upoważnia Cię do poszukiwania takich rozwiązań, które nie są wymierzone w bezpieczeństwo państwa czy innych ludzi, ale które optymalizują Twój biznes pod kątem kosztów i ponoszonych podatków, które nie naruszają praw i wolności innych osób, które chronią Cię przed wścibstwem i niebezpieczeństwami współczesnego świata.

Dobra wiadomość jest taka, że aby dowiedzieć się więcej o konkretnych rozwiązaniach, nie będziesz musiał/a dzwonić do Mossac Fonseca. Wystarczy, że wpadniesz tutaj co jakiś czas.

Opublikowano 2 komentarze

Droga, ścieżka i ślepa uliczka

Prawo do prywatności jest fundamentem nowożytnego państwa demokracji liberalnej. Demokratycznego państwa prawa.

W pierwotnym rozumieniu, takim jakim wypracowali francuscy i angielscy myśliciele XVIII i XIX wieku, dotyczy ono wolności od naruszania życia prywatnego przez Państwo, jest to prawo do bycia pozostawionym samemu sobie przez władzę, w spokoju. Nie sposób podać wyczerpującej listy działań, które mogą być uznane za naruszenie prawa do prywatności, ale nie ulega wątpliwości, że w ujęciu współczesnym chodzi zarówno o wolność od ingerencji państwa w prywatność (zakaz ingerencji), jak i obowiązek państwa do zapewnienia efektywnych środków ochrony Twojej prywatności przed ingerencją osób trzecich (nakaz ochrony). Oczywiście, we współczesnych regulacjach państwo ma też przyznane prawo ingerowania w Twoją prywatność, ale w sposób, który nie powinien naruszać istoty tego prawa.

To każe postawić bardzo fundamentalne pytanie. Czy żyjemy jeszcze w demokratycznym państwie demokracji liberalnej? Czy w ogóle kiedykolwiek w nim żyliśmy? Czy to pytanie dotyczy na równi Polski, Stanów Zjednoczonych, czy Francji?

Współczesne państwo, mieniące siebie demokratycznym państwem prawa, niezależnie od tego czy jest to Francja, Stany Zjednoczone, czy Polska, zbiera o Tobie wiele informacji. Wie kim jesteś, wie gdzie mieszkasz, gdzie chodzisz do szkoły, z kim prowadzisz biznes, wie ile zarabiasz. Ustanowiono cały system, który pozwala kontrolować Twoje zachowania i nikt nie powie o tym wprost, ale szczególnie regulacje ustaw dotyczących podatków dochodowych są obliczone nie tylko na cel fiskalny, ale także na to aby kontrolować, zbierać dane i wiedzieć o Twoich zasobach. Z drugiej strony podatek od czynności cywilnoprawnych, podatek od nieruchomości, podatek od środków transportu, powszechny system ksiąg wieczystych, publiczne rejestry zastawów, rejestr przedsiębiorców, ewidencja działalności gospodarczej, centralny rejestr podatników, system OGNIVO, baza PESEL i dziesiątki innych ewidencji i rejestrów pozwalają władzy skontrolować sposób w jaki korzystasz z zarobionych dóbr. Państwo może Cię, oczywiście w teorii tylko w określonych prawem sytuacjach, podsłuchać, poczytać Twoje smsy, pobrać Twoje odciski palców.

W obliczu tego wszystkiego masz wybór.

Albo się temu poddać i zaakceptować, że wraz z postępem technologii, wiedzy i rozwojem funkcji państwa oraz w obliczu zagrożeń, które nas wszystkich dotyczą, musi ono pobierać podatki, posiadać Twoje dane biometryczne, dane osobowe, podsłuchiwać Twoje rozmowy i przeglądać Twoją korespondencję, musi wiedzieć gdzie mieszkasz, na co wydajesz pieniądze i jakie prowadzisz interesy.

Możesz się też z tym zupełnie nie godzić, żyć prawie zupełnie poza społeczeństwem i oficjalnym obrotem, nie płacić podatków, składek, nie informować o swoim miejscu zamieszkania, nie mieć konta w banku (ciekawe, że akurat „prezes” go nie ma…), ani nie ubiegać się o paszport, możesz zaszyć się gdzieś w jakimś domku w Bieszczadach i liczyć, że nikt nie będzie chciał Cię tam znaleźć.

Możesz też wybrać drogę pośrednią. Są regulacje prawne, które pozwalają zyskiwać poufność i ochronę Twojej prywatności i Twojego kapitału, od zakus konkurencji rynkowej, opresyjnego systemu podatkowego, wścibskich oczu pani Stanisławy, która w Twoim lokalnym urzędzie skarbowym pracuje jeszcze od czasów słusznie minionych i lokalnej bankierki, pani Gieni, która zna wszystkie inne Gienie w mieście. Piszę tu o rozwiązaniach, które są zgodne z prawem, które dają większe poczucie kontroli nad własną prywatnością.

Wybór należy do Ciebie, aby go dokonać musisz zyskać jednak świadomość, że go masz oraz musisz podjąć decyzję, czy korzystanie z dobrodziejstw prawa będzie w zgodzie z Twoją indywidualną etyką. O tym jednak, następnym razem.

Opublikowano 4 komentarze

Dziecięce pragnienie

Przeżywając swoje dzieciństwo, które przypadało na schyłek Polski ludowej i początek polskiej demokracji, dojrzewając w rodzinie, która w miarę swoich możliwości pozwalała mi na poznawanie ludzi, świata i jego różnorodności. Studiując, a nawet rozpoczynając w 2010 r. działalność mojej kancelarii, niezachwianie i cały czas wierzyłem, że żyję w najlepszym możliwym momencie czasów.

Jako dziecko jeździłem palcem po mapie, jako nastolatek mogłem już odwiedzać bez wiz większość krajów Europy, będąc studentem wiedziałem już, że Europa nie ma przede mną granic. Widziałem jak ludzie żyją, jak świat i Polska się zmieniają. Na studiach, dzięki uczestnictwu w międzynarodowych programach studenckich poznałem wspaniałych ludzi z całego świata, znajomości, które choć wykruszają się, wciąż staram się kultywować. Zostając prawnikiem, odbywając aplikację radcowską i decydując się na wykonywanie zawodu zaufania publicznego byłem przekonany, że robię to w otoczeniu wolnym, swobodnym i dającym szansę na rozwój.

Gdy mój nieodżałowanej pamięci dziadek jeszcze żył, po cichu zawsze pluł sobie w brodę, że nie wykorzystał w pełni możliwości dzikich lat dziewięćdziesiątych. Nigdy do końca nie rozumiałem tego fenomenu. Dla mnie wczesne lata dziewięćdziesiąte kojarzą się z tym, że zamiast chrupków kukurydzianych w sklepiku szkolnym zaczęto sprzedawać czipsy, a zamiast siermiężnych dobranocek, nowo powstające telewizje zaczęły nadawać zachodnie bajki i seriale. Początek lat dziewięćdziesiątych to czas kiedy tata zabierał mnie, od święta, do dogorywającego baru mlecznego, przy ulicy 3 Maja w Dąbrowie Górniczej, abyśmy mogli napić się Pepsi-Coli, którą wtedy nazywałem „Pepsiorkiem”. Czas kiedy biegałem z kolegami po podwórku nie martwiąc się o nic. To był czas wolności i wybuchu przedsiębiorczości. Dlatego dziadek żałował, że nie zdecydował się wtedy na prywatny biznes. Później nigdy nie było tak łatwo.

Tamtych czasów już nie ma. W sklepikach szkolnych znowu nie sprzedają chipsów, bar mleczny zastąpiła  placówka bankowa. Podobnie jak wszystkie inne drobne sklepy, drogerie, czy obuwnicze. Cała ulica 3 Maja w Dąbrowie Górniczej to pasmo banków i kancelarii prawniczych. W tym i mojej, z której okien patrzę na lokal, w którym kiedyś pijałem Pepsiorka. Pepsi-Cola spowszedniała, podobnie jak zachodnie seriale. Koledzy rozpierzchli się po świecie. Jedni skończyli w kryminale, inni mieli więcej szczęścia. Skończyła się też niczym nieograniczona wolność gospodarcza, a państwo powoli i niepostrzeżenie zaczęło krępować przedsiębiorców, m.in. obowiązkami ewidencyjnymi i informacyjnymi, a ja wykonując zawód radcy prawnego zderzyłem się z rzeczywistością, w której zrozumiałem, że linia rozgraniczająca wolność od ucisku jest niezwykle cienka, a ja jako prawnik odpowiedzialny jestem za to, żeby przeprowadzać ludzi ścieżką po właściwej stronie granicy.

To w sumie zabawne, że tęsknię za czymś czego nie mogłem do końca poznać na własnej skórze, a co jest zwyczajnie wolnością, wolnością pozwalającą na to aby decydować o tym co robię, za tajemnicami, które mogłem dzielić z zaufanymi kolegami, za tym, żeby zniknąć z radarów. Także za wolnością bycia osobą kompletnie anonimową.

Ta tęsknota jest dziecięca, niespełnialna.

Dzisiejszy świat to monitoring, GPS, internet, telefony komórkowe, obowiązkowe ewidencjonowanie wszystkiego co się posiada i spowiadanie się z tego władzom skarbowym, to świat, w którym Google wie o Tobie więcej, niż Twój partner. Za niedługo będzie to świat, w którym będziesz musiał za wszystko płacić przelewami bankowymi albo pieniądzem elektronicznym, świat w którym każdy urzędnik, bankier, policjant, czy zdolny haker wiedzieć będzie wszystko o Twoich upodobaniach, diecie, o tym w co się ubierasz, z kim chodzisz na randki. Świat gdzie można podsłuchać każdego, przechwycić każdą informację, świat w którym mając spółkę w Dubaju będziesz podawał swoje dane w lokalnym banku tylko po to, aby mogły one trafić do fiskusa w kraju Twojego zamieszkania.

Witaj w świecie bez tajemnic. Ja już nie mam złudzeń, że nasza wolność jest metodycznie ograniczana, czy Ty jeszcze je masz?

Zapomnieliśmy o tym, że każdy ma prawo do prywatności. Do tego aby móc się swobodnie komunikować, chronić swoje miejsce zamieszkania, zniknąć dla świata, znajomych i dla nieznajomych. To o Twoim i moim prawie do prywatności, o tym jak chronić prywatność swoją i poufność swoich aktywów będę tutaj pisał i będzie to prawdopodobnie najbardziej kontrowersyjny, najbardziej osobisty i najbardziej na czasie blog, jaki kiedykolwiek stworzyłem. Przede wszystkim dla przedsiębiorców, ale w gruncie rzeczy dla każdego, kto chce być świadomy możliwości, jakie daje współczesne prawo.