Opublikowano 8 komentarzy

Jak zmiany w KRS wpłyną na anonimowość właścicieli spółek?

Mój wysłużony Ford sunął przez las powiatową szosą nr 941. Zbliżało się południe, jednak wysokie drzewa skutecznie rzucały cień na wzbijającą się serpentynami drogę. Spojrzałem na odczyt komputera pokładowego, temperatura spadała. Minąłem zdyszanego rowerzystę. Szczerze mu współczułem, wędrówki górskie zawsze były mi bliskie, ale nigdy nie potrafiłem zrozumieć co ludzie widzą we wjeżdżaniu asfaltową szosą pod górę. Kolejny zakręt i kolejny. Znów zrobiło się jaśniej, zbliżałem się do przełęczy.

Ludzie do których jechałem nie lubią rozgłosu, jednak wyznaczanie spotkania w Karczmie na Przełęczy wydawało mi się pozbawione sensu. Wszyscy wiedzieli, że Juhas tam bywa. Było tyle lepszych miejsc w okolicach Katowic, w których moglibyśmy spokojnie usiąść i porozmawiać, zjeść roladę z kluskami śląskimi i w niespiesznej atmosferze obiadu przemycić kilka istotnych kwestii dotyczących ich biznesu, nie mówiąc już o tym, że najbardziej naturalnym miejscem spotkania byłoby moje biuro. Ciche, spokojne, nierzucające się w oczy, w pozbawionej wielkomiejskiego zgiełku Warszawy, czy Katowic kamienicy – dawnej siedzibie sądu rejonowego.

Juhas wybrał jednak górską knajpę na Kubalonce. Trafił mi się lokalny patriota. Nie, to nie do końca drwina. Karczma na Przełęczy była znana z tego, że spotykają się w niej lokalni biznesmeni, samorządowcy, księża i śmietanka góralskiego półświatka. Gminne legendy głosiły, że począwszy od Kubalonki i idąc dalej na południe polska Ordynacja podatkowa się nie przyjęła, ostatniego komornika skarbowego pogoniono po góralsku, z przytupem, a wszystkie te nowe domy z bali stawiane przez górali budowane są za gotówkę. Z nieujawnionych źródeł,  oczywiście.

Polski trójkąt bermudzki.

Juhas trząsł całym istebniańskim światem, czuł się w nim bezpiecznie. Na południowy zachód rozciągało się władztwo jabłonkowskie, na wschód czadeckie, ale w Istebnej i przyległościach to on był panem. Wjechałem na dziedziniec Karczmy, niewielka liczba samochodów wskazywała, jak to w środku tygodnia wczesną wiosną, że niewielu turystów zdecydowało się na góralski obiad. Jednak wartości tych kilku zaparkowanych samochodów starczyłoby na kupno małego parku maszynowego dla korporacji taksówkarskiej albo przedstawicieli handlowych.

Juhas już czekał.

* * *

– Ach, pan mecenas! – rzucił Juhas zza koryta z jajecznicą – może śniadanko?

– Nie, dziękuję, pora już raczej obiadowa – odparłem.

– Ma Pan rację! – zakrzyknął i zawołał kelnera. Ledwo jajecznica znikła sprzed Juhasa to już pojawiła się przed nim bogata kwaśnica na żeberku, a zamówienie dopełniała golonka po beskidzku, z wody, bo Juhas był na diecie, kapusta zasmażana i ziemniaki pieczone. Ja zadowoliłem się samą zupą. Była wyborna.

– Co tam w wielkim świecie mecenasie? – zagadnął Juhas – my tu, widzi pan, nie ruszamy się za często z tych naszych istebniańskich rewirów i nie wiemy co za przełęczą piszczy – zażartował.

– Chciałbym powiedzieć, że nic nowego, ale nie byłaby to prawda – odparłem – pojawiły się pewne komplikacje w związku z anonimowością pana biznesów.

O tym, że grupą katowickich spółek z branży budowlanej zawiaduje z tylnego siedzenia Juhas wiedziałem ja, a także oślizgły asystent Juhasa, którego wszyscy nazywali, chyba dla żartu, Kwiczołem, bo za nic nie przypominał on aktora z legendarnego serialu, Jagna, lekko przysadzista asystentka Juhasa i prezeska wielu jego spółek oraz matka Juhasa, nobliwa pani, nazywana Babcią Wierzbą. To przezwisko wynikać miało z tego, że jej wpływy, tak jak pędy wierzby płaczącej, spadały na całą Istebną i okolice. Mówiło się o niej, że to ona stworzyła podwaliny pod małe imperium Juhasa. Wszyscy oni siedzieli przy drewnianej ławie i wydawali mi się jakby nie z tego świata.

O interesach Juhasa mogli mieć jeszcze mieć jakieś mgliste pojęcie bankierzy, ale wszelkie konta bankowe zakładane były przez Jagnę w czasie, gdy spółki należały tylko do niej. Po ich sprzedaży, Jagna chyba zapomniała zaktualizować danych o beneficjentach kont. Zresztą bank też nie naciskał. Miał naprawdę dobrego klienta. Czy to wszystko miało się zmienić?

– Nie ma problemu, którego nie rozwiążemy mecenasie, przecież to zawsze chodzi tylko o odpowiednią ilość dutków – uśmiechnął się Juhas żując kawałek żeberka – o co chodzi?

Zmieniły się przepisy o rejestrze przedsiębiorców, będziemy musieli doręczyć sądowi listę obejmującą nazwiska i imiona oraz adresy osób uprawnionych do powoływania zarządów w pana spółeczkach, a jak wiemy nasza konstrukcja ze spółkami LLC z Delaware, w których jest pan jedynym wspólnikiem powoduje, że jedyną osobą, którą musimy wylistować…

– Będzie Kwiczoł – uśmiechnął się zawadiacko Juhas dając łokcia swojemu przybocznemu – zgłaszasz się na ochotnika, prawda Kwiczoł? Jak to mecenasie zrobimy? Zrobimy Kwiczoła menedżerem? Daj pan dokumenty, zaraz podpiszemy.

Kwiczoł nawet nie przełknął śliny, wiedziałem, że jest oddany Juhasowi w całej rozciągłości, ale analizując szybko jego wyraz twarzy, doszedłem do wniosku, że nie uśmiechało się mu chyba ujawniać w świetle reflektorów. Był od zawsze szarą eminencją i taki chciał pozostać.

– Możemy zrobić pana Kwiczoła menedżerem, wystarczy, że podpisze pan uchwałę o zmianie umowy spółki i powołaniu menedżerów, a agent w Stanach zajmie się przygotowaniem dokumentacji poświadczającej zmiany, ale jest też kilka innych opcji – odparłem spokojnie.

– Są tańsze? – wtrąciła rzeczowo Jagna

– Tańsze, tańsze – znienacka oburzyła się, dotychczas cicha, Babcia Wierzba – co to my, z Krakowa som, co by dutków żałować dla dobrego pana mecenasa? A może są rozwiązania bezpieczniejsze, dalej idące, nie wyciągające dobrego pana Kwiczoła na kandelabr?

– Ależ oczywiście droga pani – odpowiedziałem – możemy rozszerzyć trochę naszą strukturę, na przykład poprzez sprzedaż praw do uczestnictwa w spółce LLC z pana Juhasa na przykład na spółkę offshore, może być na Seszelach, Wyspach Dziewiczych albo Belize, w której ustanowilibyśmy dyrektora nominowanego.

– No i to mi się podoba, działaj lokalnie, myśl globalnie – uśmiechnął się Juhas do Kwiczoła – widzisz Kwiczołciu, nie będziesz musiał robić za bossa całego mojego imperium, bossa umieścimy wygodnie, gdzieś pod cieniem palmy, w końcu taki boss to nie przelewki, zasługuje na dłuuugie wakacje na antypodach, w końcu dźwiga na sobie cały biznes.

– Będziemy musieli dodać jeszcze adres do doręczeń na terenie Unii Europejskiej, ale to nie problem, jest wiele serwisów internetowych, w których możemy wynająć skrzynkę adresową, w Wielkiej Brytanii na przykład – dodałem – poczta będzie skanowana i wysyłana wprost w ręce pana Juhasa.

– Coraz bardziej mi się to podoba – rzekł Juhas znad golonki.

– Dość o interesach, mecenasie, może deser? – zagadnęła Babcia Wierzba – mają tutaj świetny jabłecznik, sama bym lepszego nie upiekła.

– Z przyjemnością – nie mogłem się przecież oprzeć pokusie.

* * *

Szarlotka była rewelacyjna.

Jak u babci, a nawet lepsza. Podana na ciepło, z rozpływającym się lodem śmietankowym, listkiem mięty i malinami. Dzisiaj równać mogłaby by się temu tylko jakaś dobrze zmrożona pina colada, gdzieś na rajskiej plaży na Karaibach. Uśmiechnąłem się do siebie i tego skojarzenia. Nie jest jeszcze tak źle z tą anonimowością jak mogłoby się wydawać.

* * *

Dane osobowe i sytuacje we wpisie są oczywiście wytworem mojej fantazji. Rozwiązania prawne jakie zaprezentował w nim mecenas są jednak możliwe do wprowadzenia. Ten wpis jest pewnego rodzaju eksperymentem, więc jeżeli eksperyment się przyjmie, to może będzie więcej takich wpisów.

Jeżeli zainteresował Cię ten wpis to daj proszę znać,  masz też możliwość subskrybowania bloga – zapisz się po więcej.

Opublikowano 5 komentarzy

Jednolity Plik Kontrolny a cesarz Dioklecjan

W końcówce III wieku naszej ery finanse Cesarstwa Rzymskiego przeżywały zabójczy kryzys. Lata psucia wartości waluty doprowadziły do długiego okresu hiperinflacji, okresu znanego jako kryzys Cesarstwa, który zakończył się w 284 roku n.e. wraz z początkiem panowania cesarza Dioklecjana.

Wyobraź sobie, że za czasów Juliusza Cezara (a więc jeszcze przed naszą erą), rzymski srebrny denar zawierał 98% czystego srebra. Dwa wieki później, w okolicach 150 roku naszej ery, ilość srebra spadła do 83,5%. W późnych latach „dwusetnych” wynosiła ona wyłącznie 5%.

Wraz z postępującą dewaluacją pieniądza rosły ceny. Przykładowo pszenica podrożała o 4000% zaledwie w ciągu trzech dekad III wieku. Cesarzowi Dioklecjanowi przyszło reformować nie tylko anachroniczny system władzy, ale także szukać uzdrowienia cesarstwa, toczonego rakiem kryzysu gospodarczego. Wpadł wtedy na „genialny” pomysł ustanowienia cen sztywnych w drodze edyktu.

Ustanowiono ceny urzędowe na absolutnie wszelkie istotne dobra w imperium. Jedzenie, opał, ustalono w ten sposób wynagrodzenia. Ten kto sprzeciwił się ustalonej cenie maksymalnej karany był śmiercią. O ile jednak z tego edyktu dosyć szybko się wycofano (bo szara strefa i tak szalała) to równolegle Dioklecjan zapoczątkował reformę podatkową.

Co zrobił? Wprowadził jednolity plik kontrolny 🙂

Nakazał on powszechny cenzus majątkowy, aby dowiedzieć się jakimi majątkami dysponują obywatele rzymscy. Na jego polecenie policzono wszelkie grunty, inwentarz żywy, zbiory rolne i dzięki powszechnemu cenzusowi majątkowemu poznano dochody każdego gospodarstwa i obywatela. Urzędnicy zwiedzali cały kraj i dokonali pełnego spisu własności poddanych Dioklecjana. Wprowadzono następnie podatki progresywne (pobierane często w inwentarzu i płodach rolnych). Dekurionowie, których zobowiązano do pobierania podatku od podatników odpowiadali z własnej kieszeni za pobranie podatku.

Każdy, kto się sprzeciwiał był karany? No zgadnij jak 🙂

Jakieś 18 wieków później, we współczesnej Europie rząd włoski przoduje właśnie we wprowadzaniu wymyślnych systemów informatycznych, które śledzą podatnika. Pogłębiający się dług publiczny Włoch skłania władze np. do ograniczania płatności gotówką i do jednoczesnego wprowadzania oprogramowania, które analizuje zachowania podatników, włącznie z systemami, które sprawdzają jak często płacisz kartą (jeżeli za rzadko, to pewnie gdzieś ukrywasz wpływy gotówkowe), czy to jakie masz oszczędności w bankach (jeżeli je masz to znaczy, że ich nie uszczuplasz, co oznacza, że na pewno masz dochody z szarej strefy). Takie algorytmy już mogą istnieć i typować do kontroli Bogu ducha winnych Włochów.

Szczęśliwie nie przewidują kary głównej za oszustwa podatkowe.

Tymczasem za kilka dni upływa termin powszechnego składania przez polskich mikro i małych przedsiębiorców pierwszego jednolitego pliku kontrolnego. Co uzmysławia mi, że rząd w potrzebie nie cofnie się przed żadnym zagraniem, które poszerzy bazę podatkową. W zestawieniu z ograniczeniem możliwości płatności gotówkowych między przedsiębiorcami, Centralną Bazą Rachunków Bankowych, CRS, analityką podatkową i specjalnym oprogramowaniem, a także mechanizmem nagród dla urzędników administracji skarbowej, którzy wykrywają nadużycia (albo „wykrywają” „nadużycia”), możemy być pewni, że 18 wieków mija, a ludzie są dalej mentalnie w tym samym miejscu.

Chciałbym wierzyć, że JPK to będzie taki młotek, narzędzie, którym można wiele naprawić.

Boję się jednak, że analityka oparta na pliku, zamiast naprawiać, doprowadzi do walnięcia owym młotkiem w miejsca, które niekoniecznie tego wymagają.

Do czego to wszystko prowadzi?

(Mnie na przykład do wniosku, że jeżeli nie musisz być podatnikiem VAT to rozważ dwa razy, czy Ci się to opłaca)

Opublikowano 2 komentarze

Kogo dotyczy ustawa o jawności życia publicznego?

Ustawa o jawności życia publicznego spowoduje, że mniej-więcej 1/38 społeczeństwa polskiego będzie musiała się spowiadać i to bardzo dokładnie ze swojego majątku. Trudno oczywiście mówić o jakichś konkretach, w sytuacji, gdy ustawa jest jeszcze w fazie konsultacji międzyrządowych, ale podnoszenie wątpliwości wobec jej regulacji, już na tym etapie, przez Rzecznika Praw Obywatelskich, sprawiło, że zainteresowałem się tematem.

I bardzo dobrze, że to zrobiłem.

Żyłem bowiem dotychczas w przekonaniu, że o ustawie będę się wypowiadał co najwyżej zawodowo, jako radca prawny, który nie podlega ustawie, mimo wykonywania zawodu zaufania publicznego. Jak się jednak okazało, należę do kategorii osób, których dotyczy ustawa o jawności życia publicznego. To około 150 różnych kategorii osób.

Ja podpadam pod zaszczytną kategorię członka organu nadzorczego „spółki zobowiązanej”, czyli takiej, w której Skarb Państwa albo jednostka samorządu terytorialnego ma co najmniej 20% udziałów lub akcji. Co ciekawe jednak, norma ustawowa wiąże z moją eksponowaną pozycją obowiązek złożenia oświadczenia do dwóch różnych organów, tj. ministrowi właściwemu ze względu na przedmiot działania spółki (sic! – nie mam pojęcia szczerze komu!) i organowi wykonawczemu jednostki samorządu terytorialnemu – mamy zabawną sytuację, w której mamy przepis, którego hipoteza (a więc zwrot: kto jest członkiem rady nadzorczej spółki zobowiązanej), ma dwie różne dyspozycje (ten składa oświadczenie majątkowe na ręce XY).

Zapewne niechlujna legislacja i chodzi o to, że ja mam się spowiadać wójtowi, a niekoniecznie ministrowi, ale z treści ustawy wprost to nie wynika i dopiero proces wykładni przepisów może doprowadzić do tego, że ustalimy, mimo wadliwej techniki legislacyjnej, prawidłową treść normatywną przepisów.

Na szczęście, nie jestem jedyny, który musi się spowiadać, spowiada się przecież Prezydent, Prezes Rady Ministrów, ministrowie, ale też np. sędziowie, osoby wydające decyzje administracyjne, radni, posłowie, senatorowie itp.

Najciekawsze kategorie osób objętych ustawą to: ławnicy (tak, w większości mili emeryci, których jedynym majątkiem jest własne M z czasów PRL), szeregowi strażacy, policjanci i pracownicy policji, żandarmi, strażnicy gminni, egzaminatorzy WORDów, urzędnicy sądowi (tacy sekretarze, co na pensjach minimalnych albo nawet zleceniach pracują).

W pewnym zakresie oświadczenia dotyczą też majątków wspólnych, więc jeżeli Wasza druga połówka prowadzi dochodowy biznes albo odziedziczyła duży spadek to… drżyjcie, zrezygnujcie z funkcji bądź pogódźcie się z regulacjami.

Ja jeszcze nie podjąłem decyzji, ale zacznę monitorować kwestię tej ustawy. Ostatecznie, przynajmniej dla osób, które są w moim położeniu i np. wchodzą w skład rad nadzorczych spółek komunalnych pojawi się pytanie – czy dla kilkuset złotych rocznie warto ujawniać potencjalnie nieograniczonemu kręgowi osób informacje o swoim majątku?

Tutaj link do aktualnego rządowego stadium uzgodnień.

Opublikowano Dodaj komentarz

CRS – Common Reporting Standard

Co to jest CRS (Common Reporting Standard) i dlaczego jest tak niebezpieczny dla  prywatności przedsiębiorcy?

Tajemnica bankowa to jest pojęcie, które ma zupełnie inne znaczenie, niż kilkanaście, a nawet kilka lat temu. W klasycznym ujęciu tajemnica bankowa to wymóg prawny, który zakazuje bankom udzielania innym osobom oraz władzom informacji o rachunkach i beneficjentach tych rachunków, za wyjątkiem sytuacji przewidzianych prawem. CRS to narzędzie, które powoduje, że w praktyce tajemnica bankowa przestaje działać wobec władz, o wiele niebezpieczniejsze niż Centralna Baza Rachunków Bankowych.

Historia wprowadzenia CRS bywa różnie opisywana. Generalnie chodzi jednak o zapobieganie unikaniu opodatkowania przez ludzi, którzy osiągają zyski poza krajem swojej rezydencji podatkowej. Wielki biznes spółek offshorowych miał słaby punkt – bankowość. Bez bankowości nie da się zarabiać w rozsądny sposób, dlatego też to banki stały się celem działań władz podatkowych na całym świecie.

Common Reporting Standard powoduje, że nawet mając spółkę offshore, która zapewnia prywatność, banki jurysdykcji objętych standardem muszą zidentyfikować rzeczywistego beneficjenta konta bankowego. Beneficjentem takim jest zawsze osoba (lub osoby) fizyczna, nie może być nim spółka lub inna osoba prawna.

W uproszczeniu za beneficjenta rzeczywistego spółki offshore (a także jakiejkolwiek innej) uznajemy osobę fizyczną, która jest udziałowcem takiej spółki posiadającym więcej niż 25% głosów (udziałów). Dane o takich osobach są raportowane do państwa ich rezydencji podatkowej.

Oznacza to, że mając spółkę offshore i konto bankowe w jurysdykcji podlegającej standardowi Twoje dane osobowe spływają do Polski i nawet jeżeli prowadzisz legalny biznes, od którego płacisz podatki w kraju jego prowadzenia, naraża Cię to na nieprzyjemności kontroli fiskusa!

Jakie dane podlegają raportowaniu?

  1. Imię i nazwisko, adres, numer identyfikacji podatkowej, data oraz miejsce urodzenia
  2. Numer konta
  3. Dane instytucji raportującej
  4. Saldo rachunku bankowego na koniec roku objętego raportem lub na datę zamknięcia rachunku (przy czym saldo obejmuje sumę wpływów i wypływów).

CRS w połączeniu z klauzulą unikania opodatkowania oraz tzw. małą klauzulą w ustawie VATowskiej dają w ręce władz praktycznie nieograniczone narzędzia wpływu na sytuację finansową przedsiębiorców.

Jak walczyć z CRS? O tym w jednym z kolejnych wpisów.

Opublikowano 3 komentarze

Firmy będą przekazywać codziennie dane z rachunków bankowych do skarbówki?

Jak donosi Telewizja TVN BiS, firmy będą musiały przekazywać fiskusowi dobowe wyciągi ze swoich rachunków bankowych. Obowiązek dotyczyć będzie wszystkich przedsiębiorców, z wyjątkiem tych działających w skali mikro, a realizowany będzie za pomocą instytucji takich jak banki, czy SKOKi.

To kolejny po centralnej bazie rachunków bankowych środek ograniczania prywatności przedsiębiorców w imię prewencyjnej walki z oszustwami, fikcyjnymi fakturami i karuzelami VAT.

Kiedy o tym usłyszałem, to nasunęły mi się trzy refleksje.

Pierwsza – przy obecnej skali danych, jakie już otrzymuje Ministerstwo Finansów i podległe mu służby, nie sposób przeanalizować wszelkich transakcji i działać prewencyjnie, coraz więcej transakcji raportowanych to coraz więcej problemów w ich analizie. Oczywiście istnieją pewnie algorytmy i oprogramowanie, które pomaga, ale ono nie zastąpi człowieka, a mocy przerobowych po prostu brak.

Druga – przekazywane do skarbówki dane o przelewach dotyczą konkretnych podmiotów, nie są anonimowe – eliminując oszustwa podatkowe z jedne strony, wchodzimy w sferę tworzenia możliwości zachowań korupcyjnych w sferze administracji skarbowej. W niektórych branżach przecież informacje o kontrahentach i cenach są na wagę złota.

Trzecia – przypomniało mi się, jak ponad dekadę temu, w mojej pracy magisterskiej wspominałem o teorii wahadła. O co chodziło? Generalnie większość prawników i politologów opisuje osiągnięcia cywilizacji europejskiej i anglosaskiej w zakresie praw człowieka (w tym prawa do prywatności), jako nieustanne poszerzanie sfery praw i wolności jednostki oraz nieustanny rozwój praw człowieka. Niewielu zauważa, że od co najmniej kilku-kilkunastu lat (świat po 11 września) odchodzimy od tego rozwoju, coraz bardziej ograniczając prawa człowieka, w tym przede wszystkim prywatność. Niewielu też zauważa, że w przeszłości też różnie bywało.

Teoria wahadła opisuje rzeczywistość trochę inaczej, wskazując, że w historii ludzkości zdarzały się momenty, w których wahadło przechylało się w stronę większej ilości praw osobistych, aby potem wychylać się w drugą stronę, w stronę praw zbiorowości, narodów, społeczeństw, państw albo wyłącznie grup uprzywilejowanych.

W chwili obecnej wahadło poszło mocno w stronę nacisku na prawa państwa, co uzasadnia się koniecznością dbania o powszechne bezpieczeństwo i walką z przestępczością gospodarczą, praniem brudnych pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. W imię tych wartości ogranicza się prawa osobiste.

Teoria ta, o ile wziąć ją za niezmienną i wiekową prawidłowość, niesie jednak pewną pociechę. W pewnym momencie wahadło odbije w drugą stronę.