Niniejszy wpis jest kontynuacją poprzednich beletryzowanych wpisów na temat prywatności beneficjentów spółek z ograniczoną odpowiedzialnością oraz śledzenia samochodów służbowych przez administrację skarbową. Dzisiaj dalsza część tej historii, tym razem zahaczająca o tematy, które często pojawiają się na moim pierwszym blogu (Rejestracja spółki z o.o.), a dotycząca odpowiedzialności członków zarządów spółek. Uspokajam jednak wszystkich, do tematów dotyczących prywatności wrócimy bardzo szybko.
* * *
Wyszedłem do toalety umyć ręce.
Mój wzrok przykuło dorodne poroże jelenia umieszczone vis-a-vis umywalki, tak, że spoglądając w lustro zza mojej głowy wystawały olbrzymie rogi. Kto, na wszystkie demony świata, umieszcza poroże jelenia w toalecie? Czy to jakiś ponury żart z wszystkich facetów świata? Zastanawiam się, co na tak pretensjonalną ozdobę powiedziałaby znana telewizyjna restauratorka, zgaduję jednak, że nie obyłoby się bez słów uznanych powszechnie za obelżywe. Pomimo wszystko karczma miała swój urok. Była jak nie z tego świata, sowizdrzalska, wyjęta z bajki o rozbójnikach albo jakiegoś filmu, który mógłby nakręcić jakiś lekko odchylony od normy góralski reżyser inspirowany filmami Quentina Tarantino. Juhaskie centrum dowodzenia wszechświatem.
Wytarłem ręce i już miałem wychodzić, gdy do toalety weszła Jagna. Do męskiej toalety, zaznaczam.
Jagna miała jakieś sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, rumiane policzki, długie i zdrowe włosy koloru ciemny blond, związane w fantazyjny góralski warkocz. Miała przy tym dobre kilka kilogramów za dużo w wielu miejscach, nie odbierało jej to jednak uroku prostej góralskiej dziewczyny. W jej dużych brązowych oczach malował się strach.
– Zabrakło papieru? – zapytałem, nie wiedząc jak zareagować na to nagłe wtargnięcie.
– Mecenasie, niech mnie pan słucha – wyszeptała – mamy problem z jedną ze spółek, nie mam teraz czasu na szczegóły, ale historia wygląda tak, że budujemy osiedle apartamentowców w Katowicach, łącznie 10 budynków, no i pech chciał, że po wybudowaniu pięciu bloków straciliśmy podwykonawców, Juhas kazał wypłacić wszelkie pieniądze do innej spółki i… no sama nie wiem co mam robić.
Tak, oczami wyobraźni widziałem, jak Juhas pomaga owemu pechowi. Idę o zakład, że było tak, że spółka skasowała z góry duże zaliczki na poczet kolejnych budynków i w cudowny sposób zaliczki te popłynęły do innej spółki z grupy istebniańskiej, a następnie rozpłynęły się w magiczny sposób. Jaki? Trudno snuć przypuszczenia. Przez myśl przemknęło mi pytanie: dlaczego Jagna ukrywa naszą rozmowę przed Juhasem?
– Pani Jagno, ja nie wiem jak pani pomóc w tej chwili – przecież nie będę omawiał w toalecie, szeptem i pod okiem Juhasa problemów jego współpracowniczki – możemy jednak się spotkać, u mnie w kancelarii, powiedzmy jutro. Proszę tylko telefonicznie potwierdzić spotkanie najpóźniej do wieczora.
– Tak zrobię – na twarzy Jagny odmalował się wyraz ulgi. Wiedziałem, że to chwilowe. Pewnie wieczorem znowu dopadnie ją stres. Sprawowanie zaszczytnej funkcji prezesa w juhasich spółkach na pewno wiązało się z dużymi profitami, ale jeszcze większym ryzykiem. Nie wiedziałem na ile Jagna była go świadoma, ale to nie był jednak czas na to, aby omawiać szczegółowo przepisy prawa upadłościowego, czy kodeksu spółek handlowych (czas na to jednak był tutaj – przyp. autora). Było mi jej jednak żal. Biedna dziewczyna wystawiła się na pełną odpowiedzialność. Jako prezes zarządu odpowiadała całym swoim majątkiem za zobowiązania spółek, zarówno wobec wierzycieli prywatnych, jak i ZUSu czy skarbówki. Co gorsza nie zdawała sobie chyba sprawy z tego, że uwolnić ją od owej odpowiedzialności mogło tylko jej własne działanie. Nie przypuszczam jednak aby złożyła wniosek o upadłość spółki w przepisanym terminie 30 dni od powstania niewypłacalności, ba, jestem wręcz przekonany, że bezmyślnie wykonała polecenie Juhasa, przelewając pieniądze z zaliczek od inwestorów na konto innej spółki i ową niewypłacalność stworzyła bądź pogłębiła. Jedyne co by ją, jako-tako ratowało to jakaś podkładka pod ten przelew. Potrzebowałem usystematyzować wiedzę, aby móc coś więcej jej doradzić, a do tego nie nadawała się toaleta. Zachodziłem w głowę dlaczego Juhas nigdy nie wdrożył bardziej zaawansowanego systemu ochrony swoich ludzi przed odpowiedzialnością, mógł używać choćby spółek z o.o. komandytowych, nie mówiąc już o rozwiązaniach bardziej autorskich, jak podmianka komplementariusza w spółce komandytowej ze standardowej spółki z o.o. na jakąś spółkę zagraniczną, zarządzaną przez egzotycznego prezesa. Nie czas jednak na takie przemyślenia.
– Zatem do zobaczenia – uśmiechnąłem się i poszedłem w stronę głównej sali.
* * *
– O, znalazła się nasza zguba – wykrzyknął zza stołu Juhas – już myśleliśmy, że pan coś z Jagienką tego-tego – roześmiał się rubasznie.
– Pana przypuszczenia nie polegały na prawdzie – uśmiechnąłem się niechętnie.
– Mówi jak prawdziwy prawnik, prawda Kwiczoł? – zarechotał Juhas, a Kwiczoł skinął głową. Kwiczoł wydawał się najbardziej zagadkową postacią w tej drużynie. Małomówny typ, opisałbym go przymiotnikiem „oślizgły”, sprawiał wrażenie półgłówka, ale intuicja podpowiadała mi, że ma tutaj więcej do powiedzenia, niż mogłoby się wydawać.
– Byłem się odświeżyć, bo czas już na mnie – odparłem.
– Oczywiście, niech mecenas wystawi fakturę jak zwykle – dodał już poważniej Juhas – dziękujemy i do zobaczenia.
Uścisnęliśmy dłonie. Po chwili wyszedłem na dwór. Czekała mnie dwugodzinna podróż powrotna, o ile oczywiście po drodze nie będzie korków.
* * *
Zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Jagny.
– Tak, słucham? – odebrałem.
– Potwierdzam jutrzejsze spotkanie – rzuciła krótko Jagna – do zobaczenia.
* * *
Wdrapanie się po stromych schodach kamienicy, w której pracuję nigdy nie należało do łatwych. Jednak dzisiaj, gdy tak naprawdę musiałem biec było to szczególnie trudne. Byłem już spóźniony dobre piętnaście minut, a Jagna pewnie czekała już na mnie w sekretariacie.
Wpadłem zdyszany, jednak ku memu zdziwieniu Jagny nigdzie nie było. Gdy uspokoiłem oddech postanowiłem zadzwonić. W aparacie usłyszałem sygnał, jeden, drugi, trzeci… dlaczego nie odbiera? Po chwili jeszcze raz wbiłem jej numer. Po trzecim sygnale usłyszałem męski głos w słuchawce.
– Młodszy aspirant Jan Kowal, Komenda Powiatowa Policji w Żorach – zamurowało mnie – pana znajoma miała wypadek, jest w stanie ciężkim, nie kontaktuje, nie ma przy niej żadnych dokumentów, a jedyne co miała to ten telefon, bez żadnych kontaktów, tylko dwa numery w historii, chyba chcę zaprosić pana na rozmowę.
* * *
Ta historia nie wydarzyła się naprawdę, odpowiedzialność członków zarządu spółek z o.o. to jednak poważny temat, zapraszam do jego zgłębienia, bo granica między majątkiem spółki, a prywatnym majątkiem członka zarządu bywa zaskakująco cienka. Tymczasem zachęcam do subskrypcji bloga i oczekiwania na kolejne części przygód bezimiennego mecenasa. Zerknij też na wpis: jak niektórzy próbują oszukiwać innych rekrutując do zarządów.
może rzec historia z morałem – ku przestrodze;) Panie mecenasie gratuluję inwencji i nieszablonowego podejścia do objaśniania nudnych konstrukcji prawnych.
O czym powinienem jeszcze napisać? 🙂
Jagna umiera. Juhas nie potrafi znaleźć ukojenia – częściej sięga do kieliszka. Doświadczona Babcia Wierzba przekonuje w końcu Juhasa, że nic nie dzieje się bez przyczyny i wszystko, jak to w życiu, ma swoje plusy i minusy. Zarządy spółek, w których Jagna była członkiem, są obecnie kadłubowe, co wobec informacji powziętych przez Kwiczoła (w drodze białego wywiadu), o wniesieniu przez podwykonawców powództw przeciwko spółkom Juhasa, jest Juhasowi bardzo na rękę….tylko ta nowelizacja KRS……ale i na to sprytny pan mecenas znajdzie sposób:)
Świetny storytell. Jestem w trakcie rozmyślań nad rejestracją zoo i czytam dużo różnych blogów i opinii wiec każdy tekst pochłaniam a tu taki fajny 🙂 Trafiłem z FB – mam w feedzie 🙂
Super, dzięki za feedback. Zapraszam też na http://www.rejestracjaspolkizoo.pl – tam jest prawdziwe kompendium wiedzy o spółkach.
A mi nie podchodzi taka forma… źle mi się to czyta 🙁
Dzięki i za ten feedback.
Z pewnością nie zarzucę normalnych wpisów, natomiast historia „Grupy Juhasa” będzie musiała się jakoś zakończyć, więc przewiduję jeszcze kilka-kilkanaście wpisów tego typu.
Panie Mecenasie
Z niecierpliwością czekam na dalszą część historii.
Z poważaniem,
Paweł
Mega ciekawa informacja. Jeśli jesteś w zarządzie konkretnej spółki, z pewnością się przyda.
MAM ZALOZONA SPOLKE NA WYSPACH MARSCHALLA.
GDEZIE NAJLEPIEJ ZALOZYC KONTO BANKOWE I ZAMIESZKAC BLISKO POLSKI.KONTO BANKOWE BEZ CRS.GDZIE MOZNA BARDZO SZYBKO ZALOZYC KONTO TAKIE ONLINE.PIENIADZE MAM DOSTAC ZE SPADKU PO RODZINIE .MYSLE O LUKSEMBURGU I LICHTENSTEINIE; CZY TAM OBOWIAZUJE CRS, ewentualnie MONACO.
KONTO OSZCZEDNOSCIOWE,BO JESTEM NA EMERYTURZE I PO SMIERCI ZONY.Bardzo prosze o RADY I POMOC.ZYCZE ZDROWIA,ZDROWIA,SZCZESCIA.POMYSLNOSCI.