Opublikowano 7 komentarzy

Czym naprawdę jest „model estoński”?

Czym jest estoński model podatku?

Słuchając wczoraj wynurzeń premiera Morawieckiego prawie mnie zatkało. Wow! Model estoński! To brzmi dumnie. O tym czym jest estoński model opodatkowania pisałem trochę we wpisie na temat spółki w Estonii. W skrócie, jest to rozwiązanie, w którym dwie ustawy podatkowe zastępowane są jednolitym podatkiem dochodowym, przy czym w przypadku zysku spółek, podatek dochodowy płacony jest jednokrotnie, w momencie redystrybucji dywidend i świadczeń zrównanych z dywidendami na rzecz wspólnika danej spółki.

Czy Morawiecki naprawdę chce wprowadzić model estoński?

Nie, on chce wprowadzić model estoński dla sektora mikro i małych przedsiębiorstw. Pozostali pozostaną przy naprawdę dużym haraczu. Przekroczenie limitu dochodów powodowałoby wejście w zupełnie odmienne reguły opodatkowania. Wow… cóż za uproszczenie systemu podatkowego. Opowiem Wam coś jeszcze o modelu estońskim, sięgając po słowa człowieka – legendy Okręgowej Izby Radców Prawnych w Katowicach, mecenasa Marka Wojewody, prawnika, ale także autora książek kryminalnych (Spadek mecenasa Jokiela, Romans Mecenasa Jokiela – nawiasem mówiąc polecam, bo oddają to, jak barwną postacią jest pan Wojewoda).

Zwykł on mawiać, że dobra ustawa o VAT mogłaby skończyć się w zasadzie w 15 artykułach. Definicja podatnika, czynności opodatkowanych, stawki podatkowej, zwolnień, sposobu wystawiania faktur. I koniec. Pamiętam jak na studiach, czy aplikacji radcowskiej dostawałem w ręce tą kobyłę, jaką była (i nadal jest) ustawa o podatku od towarów i usług i całe moje jestestwo krzyczało: nieeee! Jeżeli ta ustawa jest tak odstręczająca dla prawników, to co myśleć o innych osobach, o przedsiębiorcach?

W każdym razie. Wyobraźcie sobie, że estońska ustawa o VAT liczy 50 paragrafów, a w Polsce? 176 artykułów i 15 załączników.

E-rezydencja

W Estonii wszystko załatwisz przez Internet, o ile masz kartę e-rezydenta (do załatwienia w najbliższej ambasadzie Estonii, nawet jeżeli nigdy nie byłeś/aś w tym pięknym kraju), w Polsce aby obcokrajowiec – prezes zarządu mógł podpisać sprawozdanie finansowe spółki albo zgłosić się do centralnego rejestru beneficjentów rzeczywistych musi uzyskać PESEL i następnie podpis ePUAP (bez obecności w Polsce nie jest to możliwe, gdyż musi go zweryfikować urzędnik ZUS albo US, ale co gorsza, musi mieć tytuł prawny do nadania mu numeru PESEL!) albo musi kupić komercyjny podpis elektroniczny, zgodny z polskimi standardami. Kosmos!

Czy polska ma aktualny system aktów prawnych dostępny po angielsku w wersjach ujednolicanych?

No wiem, nie powinienem kopać leżącego, ale podstawowe systemy, takie jak systemy kontaktu z administracją skarbową, KRS, CRBR, strony urzędów skarbowych, czy też strony rządowe nie są dostępne w Polsce w języku angielskim. W Estonii? Oczywiście, nawet możesz napisać do konsultanta z urzędu skarbowego po angielsku i otrzymać odpowiedź e-mailem. Ale prawdziwe „wow” robi jednak 3528 tekstów ustaw i rozporządzeń dostępnych w oficjalnym, angielskojęzycznym tłumaczeniu na stronach internetowych estońskiego publikatora. Ustaw napisanych prosto…

Panie Premierze, jeżeli chce wprowadzać Pan prawdziwy model estoński to jesteśmy daleko, bardzo daleko w zakresie cyfryzacji, informatyzacji i wsparcia dla cudzoziemców inwestujących w naszym kraju.

Droga ku Estonii, ale także ku celowi fiskalnemu, wiedzie przez:

  • jednolity system podatku dochodowego dla wszystkich,
  • uproszczenie ustawy o podatku od towarów i usług (eliminacja wyjątków i wyjątków od wyjątków!),
  • reformę rejestru przedsiębiorców i przejęcie jego roli przez organy administracyjne przy uproszczonej procedurze rejestracji, połączenie tego z CRBR,
  • otwarcie się na cudzoziemców (ktoś musi tu inwestować i na nas pracować, m.in. PESEL przez Internet dla każdego chętnego, kogo można będzie zweryfikować w ambasadzie lub konsulacie polskim, ePUAP na takich samych zasadach).
Opublikowano 5 komentarzy

Jak czeski szewc wykiwał samego Hitlera?

Morawy, rok 1939, marzec…

Złośliwi polscy historycy będą pisać, że Czesi jak zwykle, poddali się bez żadnego oporu. Znając jednak z wielu podróży ten niezwykle pragmatyczny naród, unikałbym czegoś co Anglik mógłby opisać jako jumping to conclusions, czyli wyciąganie wniosków bez zastanowienia się nad wszelkimi przesłankami. Fakty są jednak takie, że wojska hitlerowskich Niemiec zajęły terytorium Drugiej Republiki Czechosłowackiej, tworząc z tych terenów, jedynie tylko formalnie suwerenną Słowację oraz całkiem już podległy Niemcom Protektorat Czech i Moraw. W Zlinie na północnych Morawach w latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku rozwinął się się prężnie przemysł obuwniczy zarządzany przez rodzinę Batów. Budują oni szkoły, domy dla robotników, wprowadzają automatyzację procesów przemysłowych, zakładają całe miasta, dbają także o rozwój kulturalny robotników.

Firma znacząco się rozrasta w ciągu kilkunastu lat, a co jest obiektem fascynacji nowych niemieckich włodarzy..

Dbając o aprowizację swojej armii, a może wiedzeni zwyczajną wojenną zachłannością rządzący Protektoratem Niemcy chcą przejąć Zlin i okolice. Główny akcjonariusz zakładów, Jan Bata, wyjeżdża na Wystawę Światową w Nowym Jorku. Niemcy go puszczają, Bata wie jednak, że nie wróci już na swoje ukochane Morawy. Zostaje w Stanach, a ostatecznie przenosi się do Brazylii, gdzie tworzy kolejne miasteczka według zlińskich wzorów.

Wydaje się, że to tylko woda na młyn dla Niemców. Prawo obowiązujące w Protektoracie pozwala skonfiskować majątek, jeżeli właściciel jest zagranicą.

Hitler wpada w szał

Oddam teraz głos Marcinowi Szczygłowi, który w rewelacyjnym zbiorze reportaży pt. Gottland pisze:

Jan Bata zabezpieczył się jednak: po siedem procent swoich akcji dał każdemu z pięciu członków rady nadzorczej. (…) Marie (Batova, posiadająca 25% akcji – przyp. BS) wraca, aby Zlin nie przeszedł w obce ręce. Janowi w Ameryce zostaje tylko czterdzieści procent akcji, a więc większość właścicieli Baty mieszka na terenie okupowanym. Mało kto wie, że w sejfie nowojorskiego banku Jan ma pisemne oświadczenia, że po zakończeniu wojny członkowie rady nadzorczej akcje mu zwrócą.

Hitler podobno z tego powodu wpada w szał.

– Każdy Czech jest rowerzystą, który na górze się schyla, ale na dole pedałuje! – wrzeszczy

Podobną funkcję w dzisiejszych spółkach z o.o. spełnia przedwstępna umowa sprzedaży udziałów w spółce z o.o. Do czasu swojej śmierci Jan Bata zwiększył swoją firmę sześciokrotnie, mimo iż nie dane mu było wrócić do komunistycznej Czechosłowacji. Nie znamy dokładnie treści umów zawartych przez Jana Batę, pewne jest jedno. Bata wiedział co oznacza Plan B i efektywnie wdrażał go w życie.

Opublikowano 4 komentarze

Kulczykowie nie mają pieniędzy…

Może dotarła już do Was wiadomość, że Kulczykowie nie mają pieniędzy… w Polsce.

Jak donoszą portale internetowe komornik próbował zająć konto Dominiki Kulczyk w związku z przegranym przez nią procesem z Bronisławem Wildsteinem. Niestety dla pana Bronisława zajęcie okazało się bezskuteczne. Powód? Brak środków na koncie. Sebastian Kulczyk, drugi z przegranych, nie ma w ogóle konta w Polsce. Poszedł w ślady Pierwszego Prezesa? 😉

Jak wygląda piramida biznesu Kulczyków i gdzie posiadają pieniądze?

Sebastian Kulczyk pełni funkcję dyrektorską w Kulczyk Investments SA, spółce prawa luksemburskiego.

Właścicielem tej spółki jest spółka Luglio Limited z siedzibą na Cyprze, w której Kulczykowie posiadają 100% udziałów.

Spółka Kulczyk Investments SA poprzez sieć spółek zależnych kontroluje i inwestuje w wiele biznesów. Często są to powiązania stopniowe, tj. spółka polska kontrolowana jest najczęściej przez spółkę zagraniczną (np. także z Cypru), która z kolei kontrolowana jest przez Kulczyk Investments SA.

Z jakich powodów państwo Kulczyk nie trzymają aktywów w Polsce?

Czy boją się upolitycznienia sądów i prokuratur? Czy myślą o konfiskacie rozszerzonej i ustawie o odpowiedzialności podmiotów zbiorowych? Czy może po prostu lepiej czują się poza granicami Polski? Na pewno działają mądrze.

Skala prowadzonych przez holding Kulczyków interesów wymaga dywersyfikacji ryzyk i umożliwienia odcinania biznesów mało dochodowych lub generujących problemy. Jednocześnie z uwagi na to, że ich ojciec stał się dla niektórych pomnikowym wręcz symbolem uwłaszczenia się za czasów postPRLowskich na majątku publicznym i nie milkły głosy o jego kontaktach z politykami to nie dziwię się obawom rodziny Kulczyków. Sam trzymałbym aktywa prywatne poza jurysdykcją polską.

Ale żeby nie zapłacić 8 tysięcy kosztów procesu… ?

Opublikowano 3 komentarze

Czy prokurator, który nakazał przesłuchanie na sali porodowej zostanie sędzią SN?

Prokurator Adam Roch w 2006 r. nakazał przesłuchanie oraz pobranie od kobiety na sali porodowej próbek pisma. Kobieta była księgową lobbysty Marka Dochnala. Kilka dni temu ten sam prokurator dostał błogosławieństwo tzw. Krajowej Rady Sądownictwa i prawdopodobną nominację do Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.

Co pomijają media, a o czym warto napisać

Było to w listopadzie 2006 roku. Około szóstej rano. Funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego zatrzymali ciężarną w Krakowie. Kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży. Przy zatrzymaniu powiedziała policjantom, że kilka tygodni wcześniej była hospitalizowana ze względu na komplikacje zdrowotne. Mimo to przewieziono ją do Katowic, gdzie została zbadana przez lekarza. Lekarz stwierdził brak przeciwwskazań do przesłuchania i zatrzymania oraz dalszych czynności w prokuraturze.

Prokurator powiedział kobiecie przystępując do przesłuchania, że ​​w najgorszym wypadku zostanie ona przetransportowana do oddalonego o 550 km aresztu śledczego. Typowa zagrywka prokuratury. „Gadaj, albo zastosujemy areszt wydobywczy” – tak należało rozumieć te słowa.

Sąd też się nie popisał

Po przesłuchaniu kobiecie postawiono jedenaście zarzutów. Około 20.00 tego samego dnia ciężarną przewieziono do sądu, który wydał postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania. Sąd wydał postanowienie o zastosowaniu tymczasowego aresztowania. W postanowieniu stwierdził, że ​​istnieje możliwość, że podejrzana może utrudniać prowadzenie postępowania i że czynności dowodowe muszą być przeprowadzone przy jej udziale. Stwierdzono, że żadna z przesłanek wymienionych w artykule 259 kodeksu postępowania karnego nie ma zastosowania w niniejszej sprawie.

Art. 259. § 1. Jeżeli szczególne względy nie stoją temu na przeszkodzie, należy odstąpić od tymczasowego aresztowania, zwłaszcza gdy pozbawienie oskarżonego wolności:1) spowodowałoby dla jego życia lub zdrowia poważne niebezpieczeństwo,
2) pociągałoby wyjątkowo ciężkie skutki dla oskarżonego lub jego najbliższej rodziny.

Tej samej nocy ciężarna trafiła do zakładu karnego w Grudziądzu, oddalonego o 550 km od miejsca zamieszkania. Nie umożliwiono jej odpoczynku, dlatego nie spała łącznie 40 godzin. Przebywała w areszcie śledczym bez dostępu męża i rodziny, na oddziale podobno przystosowanym dla kobiet w ciąży.

Feralny poród

W grudniu 2006 r. gdy pojawiły się komplikacje skarżąca została przewieziona do szpitala. Pomimo pobytu kobiety w szpitalu funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego weszli do jej pokoju w celu przeprowadzenia niektórych czynności dowodowych, chodziło w szczególności o otrzymanie próbki pisma. Funkcjonariusze prowadzili działania między skurczami. Funkcjonariusze byli obecni w jej pokoju przez około jedną godzinę, a ich działania były prowadzone w obecności obrońcy, którego zapewnił mąż rodzącej. Tego samego dnia o 20.25 kobieta urodziła córkę.

Chcecie znać moją opinię w tej sprawie?

To jest tak chore, że aż cisną się na usta słowa niecenzuralne. Mamy do czynienia nie tylko z brakiem elementarnych odruchów ludzkich, ale przy okazji ze skrajnym brakiem profesjonalizmu. Wyobrażam sobie, jak miarodajne były próbki pisma rodzącej w bólach kobiety.

Postawcie się na jej miejscu. Jest bez męża, rodziny, dobrego słowa. Ma zaraz dać życie. Wszystko ją boli, ma dość, działają na nią leki i hormony. W takich warunkach przeprowadza się czynności procesowe w Polsce?

Taka jest wolna Polska. Od prawie 30 lat często bez szacunku dla jakichkolwiek standardów w postępowaniu karnym, podatkowym, rodzinnym.

Sędziowie i organy nadzorcze przymykają na to oczy, bezrefleksyjnie przyklepując wnioski prokuratury o areszty wydobywcze, nie widząc niczego zdrożnego w tym, że decydują o wolności, życiu i zdrowiu ludzi na podstawie akt, których nie da się w sposób rzetelny przeanalizować w ciągu nawet tych kilku godzin, które mają na posiedzenie aresztowe.

Izby Skarbowe bezrefleksyjnie akceptują najgłupsze nawet ustalenia kontrolerów skarbowych, takie, które położyły niejedną już firmę.

Miliony znaków nowych regulacji prawnych. Powstają tak szybko, że niektórzy nie nadążają ich łamać.

Quo vadis wymiarze sprawiedliwości?

Nie mam wątpliwości, że będzie tylko gorzej, bo reforma wymiaru sprawiedliwości nie może polegać na wymianie kadr. Nawet jeżeli wymienimy je na najlepszych ludzi to bez systemu, bez procedur i przepisów tamujących zbyt daleko idącą władzę wykonawczą dalej będzie tak, jak jest. Filarem systemu sprawiedliwości powinno być niezależne sądownictwo, z konstytucyjnie umocowanym budżetem, gwarancjami nieusuwalności sędziów, dofinansowane, wypoczęte, ze sprawnie działającym systemem wyławiania jednostek, które się tam nie nadają.

W postępowaniu karnym powinna wrócić instytucja sędziego śledczego, kogoś kto będąc niezależny od prokuratury (niezależny znaczy: pracujący w innym budynku, karmiony z innego garnuszka, nieusuwalny, wyedukowany, doświadczony życiowo, dobrze zarabiający i mający tyle spraw ile jest w stanie rzetelnie ogarnąć), który będzie miarkował takie zachowania.

Nie mam wątpliwości, że za mojego życia się to nie wydarzy…

Opublikowano 3 komentarze

Bankierzy przeciwko eliminacji gotówki z obrotu

W Unii Europejskiej 80 procent wszystkich płatności nadal dokonuje się za pomocą gotówki, choć w krajach takich jak Estonia, Holandia czy Finlandia już około 50 procent wszystkich transakcji dokonywanych jest w formie elektronicznej, w Szwecji zaś blisko 90%!

Cytowani przez Politico bankierzy zauważają jednak, że w pełni elektroniczna waluta narażona jest na akty cyberterroryzmu, czy awarie infrastrukturalne, które wymusiłyby powrót do gospodarki wymiennej. Wedle niektórych nic tak nie ukoi człowieka, jak pewna ilość gotówki schowana gdzieś na ciężkie czasy. Wydaje się to głosem rozsądku w opozycji do wielu wizjonerów, którzy widzą pieniądz fizyczny jako przeżytek.

Obawiam się jednak, że nawet takie głosy nie zatrzymają elektronicznej (r?)ewolucji i w krajach nordyckich ludzie płacący gotówką już niedługo będą postrzegani, w najlepszym razie, jako nieszkodliwi ekscentrycy, a w najgorszym jako oszuści podatkowi. Dość powiedzieć, że w Szwecji w życie musiało wejść prawo, które nakazuje tamtejszym sklepom przyjmowanie płatności także w gotówce.

Dokąd zmierzamy?